Przedszkolanki zgubiły dziecko. Zorientowały się dopiero, gdy tata chciał je odebrać

W Przedszkolu Samorządowym nr 78 przy ul. Zagórnej w Białymstoku wydarzyła się rzecz niezwykła.

Kiedy tata przyszedł odebrać swojego syna okazało się, że chłopca nie ma i nikt nie wie gdzie jest.

Była środa. Pan Jacek Sienkiewicz tego dnia odbierał swojego 3-letniego syna z innej sali, ponieważ w środy dzieci miały o tej porze zajęcia zumby. Przyszedł więc jak zazwyczaj po syna do małej salki, gdzie odbywały się zajęcia. Wychowawczyni chłopca była zdziwiona widząc tatę. Powiedziała, że myślała, że jego syna nie ma dziś w przedszkolu, bo go nie widziała…

Odesłała tatę do grupy starszaków, gdzie zostają dzieci, które nie chodzą na zajęcia zumby. Jednak chłopca i tam nie było.

Wychowawczyni bezradnie rozłożyła ręce. Przerażony ojciec pobiegł do gabinetu dyrektorki, której nie było w przedszkolu. Jej zastępczyni wyszła z gabinetu i wraz z ojcem zaczęła szukać dziecka.

Po kilkunastu minutach poszukiwań znaleziono zapłakane i przestraszone dziecko w sali grupy chłopca. Pora była popołudniowa, więc było już ciemno, 3-latek siedział sam zamknięty na klucz w ciemnej sali, w której zgaszone było światło.

Jak to się stało, że nauczycielka zamknęła chłopca w ciemnej sali?

Chłopczyk poszedł do łazienki w chwili, gdy dzieci wychodziły. Gdy wyszedł z toalety, było ciemno i pusto. Panie nie policzyły dzieci, ani nie sprawdziły sali, dlatego chłopiec został uwięziony w ciemnym pustym pomieszczeniu, przestraszył się i zaczął głośno płakać, ale nikt go nie słyszał.

Malec miał zapuchnięte od długiego płaczu oczy i czerwoną buzię. Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się tylko na tym, że najadł się strachu i nie doszło do nieszcześcia, gdy pozostawał sam bez opieki.

Tata postanowił upublicznić tę sytuację, bo jak mówi może nauczycielki będą bardziej się przykładać do pilnowania dzieci, które zostawiamy pod ich opieką. A pani wychowawczyni, nawet nie widziała dziecka tego dnia w przedszkolu…

Co na to dyrekcja przedszkola?

Dyrektorka przebywa obecnie na szkoleniu, dlatego nie może skomentować zaistniałej sytuacji. Do sprawy odniosła się jedynie jej zastępczyni, Maria Malesińska.

Pani wicedyrektor w rozmowie z „Kurierem Porannym” potwierdziła , że sytuacja taka miała miejsce, jednak nie chce wypowiadać się co do tego czy wychowawczynie poniosą odpowiedzialność za niedopełnienie obowiązków.

Odesłała dziennikarzy do dyrektorki w poniedziałek.

Sądzicie, że nauczycielki powinny ponieść konsekwencje za takie zaniebdanie obowiązków?

* zdjęcia dziecka mają charakter poglądowy