Na drodze może się wydarzyć wszystko, ale to jak sytuacja potoczy się dalej zależy czasem od tego kto i jak się zachowa wobec tego, co się stało…
Angela Shymanski wracała do domu z wakacji ze swoimi dziećmi 5-letnią Lexi i 10-miesięcznym synkiem Peterem. Podróż była długa a Angela była zmęczona. W pewnej chwili kobieta zasnęła za kierownicą. Wystarczył moment.
Jej suv stoczył się z 13-to metrowej skarpy.
Lexi, córeczka Angeli, ocknęła się. Zobaczyła nieprzytomną mamę i usłyszała głośno płaczącego brata.
Jakimś cudem oswobodziła się z pasów i wdrapała na górę boso, by dotrzeć do drogi.
Stała na poboczu i rozpaczliwie machała.
Minęło ją kilka samochodów ale w końcu jeden z kierowców dostrzegł małą dziewczynkę rozpaczliwie wołającą pomocy.
Była to młoda para. Zatrzymali się na poboczu, wysłuchali od Lexi co się stało i natychmiast wezwali pomoc. Nie wiedząc czy dadzą radę coś zrobić, w między czasie zatrzymali jeszcze jeden samochód. Jechał nim sanitariusz. Gdy wszyscy zeszli na dół wyjęli z fotelika małego Petera, który miał uraz czaszki. Ale Angeli nie ruszali.
Na całe szczęście.
Doznała bowiem poważnych urazów kręgosłupa i gdyby była ruszona byłaby sparaliżowana do końca życia.
Wyczyn małej Lexi jest tym bardziej niezwykły, że wdrapała się boso po stromej skarpie, po której potem strażacy musieli się opuszczać i wspinać po linach.
Jej niezwykły wyczyn został odznaczony medalem bohaterstwa.
Mama dała jej życie a ona dała życie mamie.
Ale ona nie chce być bohaterką, cieszy się tylko, że z mamą i jej braciszkiem jest wszystko dobrze.
I chciałaby żeby zamieszanie wokół jej małej osoby się skończyło i wszystko było jak przed wypadkiem.
Czy wy również jesteście pod wrażeniem wyczynu małej bohaterki? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu na facebooku.
Reportaż telewizyjny, z którego pochodzą fotografie rekonstrukcji zdarzeń.