Odgrzanie kotleta zwanego Big Brotherem okazało się niewypałem.
Krytyki nie brakuje, oglądalność mizerna. Program nie ma w sobie niczego, czym tak naprawdę powinien być. Eksperymentem społecznym, który pozwala obserwować zachowania ludzi przebywających w narzuconej im, a nie wybranej przez siebie, grupie i w odosobnieniu, bez mediów i kontaktów ze światem zewnętrznym.
I do tego by wzbudzić nasze jako widzów zainteresowanie, producenci programu wybrali osoby z własnego tvn-owskiego grona, pozornie różniące się nie bardziej niż w każdej przypadkowej grupie.
Nie widzimy więc osób ani takich, z którymi moglibyśmy się utożsamiać, ani też totalnie od nas różnych. Nie ma wśród nich osobowości, które mielibyśmy ochotę oglądać. Widzimy natomiast nijakość i konflikty, jakie każdy z nas może stworzyć z własnym sąsiadem. Czyli o nic. A to wszystko okraszone zadaniami na poziomie przedszkola.
I do tego wszystkiego dochodzi teraz to.
Czyli nieuwaga realizatorów, przez którą widz dowiaduje się, że jest oszukiwany…
O co chodzi?
Nie o to, że gdy coś się dzieje ciekawego to niknie obraz i dźwięk ze wszystkich kamer. Że operatorzy często z jakichś przyczyn przełączają obraz na kamery na ogrodzeniu terenu, z których nic nie widać. Że nie możemy usłyszeć na żywo rozmów z pokoju zwierzeń, a jedynie to, co zechcą nam potem pokazać.
Tu chodzi o oszustwo poważniejsze niż pewna reżyseria show, z którą każdy widz się poniekąd liczy.
Iza została wezwana na wizytę lekarską. Tyle, że nie była to wizyta lekarska a jedynie pretekst, by mogła spotkać się z bliskimi. Mimo, że brak kontaktów ze światem zewnętrznym jest podstawową zasadą obowiązującą w programie.
Iza po wejściu do pokoju szepcze, ale jej mikrofon działa i zbiera ten szept, w którym słyszymy „cześć, wykonuje zadanie dlatego to noszę”
„Boże, jak się cieszę, że was widzę”, „myślałam, że mnie wkręcają, że mam tu przyjść, „kocham cię”
Wizyta lekarska była przykrywką dla odwiedzin bliskich. Widzowie czują się oszukani. Na stronie oficjalnej i pod filmem przewinęła się fala krytyki.
Sami oceńcie:
Wyjaśnienia stacji
W wieczornym programie Filip Chajzer kpiącym tonem usiłował przekonać widzów, jakoby uwierzyli w teorię spiskową. Według stacji szepty były spowodowane chorym gardłem, a Iza rzeczywiście spotkała się z lekarkami. Próbowano także wmówić widzom, że cała sprawa rozbija się o jęknięcie dziecka. Kłopot w tym, że nagranie pokazane w programie, mocno różniło się od pełnej wersji. Zostało ucięte, a dodano głosy lekarki.
Nagrania z wizyty stacja nie chce pokazać, zasłaniając się tajemnicą lekarską.
Chyba widzów nie smuci nawet to, że robi się ich w balona. A raczej o to, że tak poważna stacja robi to tak bezczelnie, arogancko i nieprofesjonalnie.
Ostatecznie wszyscy wiemy, że telewizja ma zapewnić nam rozrywkę i zgadzamy się w związku z tym na pewne oszustwo i manipulację. Ale w tym przypadku stacja wykazała się uwłaczającą swoim widzom amatorszczyzną.
Podobnie jak w tym filmie gdzie „śledztwo Maćka” zostało nieudolnie zmontowane, a okulary na nosie Karoliny pojawiają się i znikają w ułamku sekundy, w chwili zmiany kamery.