Niezależnie czy jesteś zwolennikiem czy przeciwnikiem aborcji. I jakkolwiek ja nazywasz, prawem kobiety do decydowania o swoim ciele czy zabijaniem dzieci, prawdziwy dramat przeżywa zawsze i tylko kobieta, która staje wobec decyzji o aborcji.
To nigdy nie jest łatwe.
Kobieta jest zaprogramowana na macierzyństwo.
Tylko nieliczne nie mają instynktu macierzyńskiego lub świadomie rezygnują z posiadania potomstwa.
Tego prawa na szczęście nikt im nie odbiera. Ale często odbiera się im prawo do decydowania o losie ciąży, nawet gdy są wskazania do jej przerwania a kobieta nie robi tego z kaprysu, wygody a ciąża była jej wymarzoną, wyczekaną a pojawiła się w wyniku wielu starań i podjęcia leczenia.
To nie dotyczy tej kobiety. Ona mogła w obliczu prawa dokonać aborcji i to zrobiła. Nie ominęła jej jednak fala krytyki. Dokonała bowiem późnej aborcji bardzo chorej córeczki.
Tak opisuje swój dramat:
”Jestem jednym z tych ciał, które pogrążone są w żałobie. Przez długi czas zmagałam się z zajściem w ciążę. Gdy inne metody zawiodły, wraz z mężem zdecydowaliśmy się na podróż do Czech, gdzie za 6 tysięcy dolarów mogliśmy przenieść nasze embriony. Byliśmy podekscytowani i jednocześnie przerażeni, kiedy okazało się, że spodziewamy się bliźniąt. Każde USG uświadamiało nas w tym, jak bardzo jest to realne. Nasze urocze dziewczynki już miały imiona – Olivia i Catherine.
Kochaliśmy je tak mocno, że nie byliśmy w stanie sobie wyobrazić, że tak się w ogóle da. Pamiętam USG w 20 tygodniu ciąży. Cały czas bałam się poronienia, byłam w grupie ryzyka. Po rutynowym badaniu, lekarz potrzebował godziny, by z nami porozmawiać. W końcu powiedział nam, że Catherine ma przepuklinę mózgową (czaszka była otwarta, układ nerwowy nie działał prawidłowo, a mózg wyciekał). Miała również rozszczepione podniebienie. Nie poddaliśmy się.
W ciągu 12 dni odwiedziliśmy innych specjalistów. Wszystkie badania jednak sprowadzały się do tego samego. Nasze dziewczynki były w ogromnym niebezpieczeństwie. Nawet jeśli przeżyłaby poród i wiele operacji, Catherine byłaby niepełnosprawna, być może nawet jak warzywo. Nie mieliśmy pojęcia co, to wszystko oznacza dla Olivii. Inną opcją była aborcja Catherine. To dawało szansę na bezpieczny rozwój i poród Olivii. Wiedziałam, że mogę stracić obydwie dziewczynki. To nie był łatwy wybór.
Miotaliśmy się, nie potrafiliśmy podjąć decyzji. Powiedzieli nam, że obie dziewczynki mogą umrzeć, a nam kończył się czas. W końcu decyzja zapadła. Lekarz pozwolił nam po raz ostatni zobaczyć Cate i usłyszeć bicie jej serduszka. A później lekarz prowadzący wstrzyknął lek. Po 30 minutach zapadła ogłuszająca cisza, a moje serce pękło na miliony kawałeczków. Jedyną nadzieją było wciąż bijące serce Olivii. Płakaliśmy. Płakaliśmy po stracie Cate, płakaliśmy o życie Olivii. Byliśmy przerażeni i nie widzieliśmy co robić.
Jesteśmy przykładem późnej aborcji. Kwestia wyboru życia czy śmierci nie jest łatwa. Ludzie twierdzą, że życie naszej córki nie było naszym wyborem, nie liczą się z tym, że mogłaby nie mieć żadnego. Woleliby zobaczyć nasze umierające dzieci, bo „aborcja jest morderstwem”.
Zdecydowaliśmy się na ból i cierpienie dla nas, by ochronić przed tym nasze córki. Odeszła spokojnie, przez nas kochana. Biorąc pod uwagę sytuację, nie mogłabym prosić o nic lepszego. To nie był wybór z rozsądku, kochaliśmy ją, pragnęliśmy jej. Zawsze będzie nas boleć, że Catherine odeszła. Jednak jakość życia jest tak samo ważna jak bijące serce.
Kochamy obydwie córki, nawet jeśli tylko jedna z nich jest wśród nas.”
Jeśli doceniasz naszą pracę, polub nasz fanpage na Facebooku!