Emerytka myślała, że jeśli wyrzucają jedzenie to można je wziąć. Prawda okazała się bolesna

Pani Bożena ma 62 lata jest emerytką. Kilka lat temu zmarł jej mąż. Mieszka z bratem Zbyszkiem i chorym na padaczkę synem Adrianem w Dziwnowie w zachodniopomorskiem.

Ma 900 zł emerytury, brat jest bezrobotny, łapie dorywcze prace przy obróbce ryb, za które płacą grosze. Pani Bożena chciała pomóc córce, wzięła jej meble na raty, po odliczeniu raty i opłat, na życie zostaje im 300 zł.

Bieda

Brak pieniędzy na leki, jedzenie, na zaspokojenie podstawowych potrzeb egzystencjalnych to ich codzienność. Pani Bożena usłyszała od znajomych, że miejscowy market wyrzuca przeterminowaną żywność.

„Ponoć dużo ludzi tam chodziło. A przecież taka żywność dzień czy dwa po terminie jeszcze nadaje się do jedzenia. Po co ją niszczyć?”– mówi pani Bożena.

W ubiegły piątek po godzinie 22.00 pani Bożena z synem i bratem poszli do śmietnika przy markecie. Był zamknięty na kłódkę. Zniszczyli zabezpieczenie i weszli na teren śmietnika.

„Wzięliśmy osiem słoików śledzi, stare bułki i chleb tostowy” – wylicza pani Bożena.

Potem wrócili do domu i zjedli kolację. Wreszcie się najedli.

Konsekwencje

Następnego dnia do drzwi pani Bożeny zapukała policja.

„O mało co nie spaliłam się ze wstydu. Na oczach wszystkich sąsiadów policjanci wyprowadzali nas z domu skutych kajdankami”– relacjonuje pani Bożena

Na komendzie usłyszeli zarzuty kradzieży z włamaniem, za które grozi 10 lat więzienia.

To tyle co za gwałt lub ciężkie pobicie…

Market twierdzi, że oprócz śledzi i pieczywa zabrali stare wędliny, jogurty i sery, o łącznej wartości 260 zł.

Pani Bożena zarzeka się, że były tylko śledzie i pieczywo.

Rzecznik policji w Kamieniu Pomorskim Izabela Trepko nie pozostawia złudzeń, cała trójka stanie teraz przed sądem.

„Wstyd taki, że aż mnie uszy palą. Ale co miałam zrobić, jak nie było co do garnka włożyć? A teraz pójdziemy do więzienia” – łamiacym się głosem mówi pani Bożena…

Marnotrawstwo

Przy okazji tematu warto może poruszyć temat marnowania żywności w Polsce. Jesteśmy krajem, w którym wciąż w ubóstwie i na jego skraju żyje miliony ludzi. Przepisy, które obowiązują w Polsce, zgodne są co prawda z przepisami unijnymi, ale w żaden sposóbb nie regulują kwestii marnotrawsta.

Jedynym postępem w tej kwestii jest likwidacja podatku od darowizm, którym obciązeni byli przedsiębiorcy. Przekazując żywność musieli jeszcze zapłacić podatek. Ten absurdalny przepis na szczęście zniesiono.

Prawo mówi, że sklepy nie mogą sprzedawać przeterminowanej żywności, a tę po terminie muszą zutylizować.

Mało kto wie, że termin przydatności to minimalna długość przydatności gwarantowanej przez producenta jakości. Nie oznacza to jednoznacznie, że jedzenie nie nadaje się już do spożycia. Jednak z przepisami unijnymi dyskutować nie sposób.

Wiele krajów jednak poradziło sobie z minimalizacją marnotrwstwa i wspieraniem biednych. W praktyce, żywność z datą zbliżającą się do końca, sklepy przekazują różnym organizacjom wspierającym potrzebujących lub rozdają klientom nieodpłatnie.

Dzięki temu najbardziej potrzebujący mają szansę otrzymać żywność bezpieczną całkowicie za darmo.

Wystarczy odpowiednia wola i chęć.

Polska

Sieci w Polsce zapytane o to, co robią z przeterminowanym jedzeniem odpowiadają, że „zaledwie” kilka procent żywności marnują, bo dbają o logistykę i zamawianie towaru w ilościach sprzedażowych.

Tylko, że kilka procent w skali roku może oznaczać kilkaset ton żywności wyrzucanej przez każdą z sieci!

Tylko Tesco deklaruje, że przed końcem terminu przydatności oddaje produkty Bankom Żywnosci.

Generalnie sieci nie mają interesu w dzieleniu się jedzeniem. Utylizacja jest wkalkulowana w koszty i bezproblemowa. Nikogo nie boli, że to jedzenie mogłoby zaspokoić czyjść głód…

A naszym bohaterom za to, że ukradli żywność przeznaczoną do utylizacji, grozi 10 lat więzienia…