Destiny Mantia i jej mąż Corey, 23 września obchodziliby siódmą rocznicę związku. Poznali się na meczu piłki nożnej, gdy dziewczyna miała 15 lat, a on był zaledwie rok starszy. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Para nie potrafiła bez siebie żyć i odbywający się trzy lata później ślub był tego najlepszym dowodem. Destiny i Corey stanowili harmonijne, szczęśliwe małżeństwo. Jego dopełnieniem były narodziny syna, Parker – bo takie chłopiec otrzymał imię – miał nie być jedynakiem. Para planowała zakup domu i powiększenie rodziny.
Destiny o swoim mężu wypowiadała się w samych superlatywach. Corey miał być czuły, troskliwy i zabawny.
Niestety szczęście tej pary legło w gruzach. Nieznajoma kobieta odmieniła ich życie nieodwracalnie, doszczętnie rujnując życie 21-latki. Rok po tragedii Destiny dzieli się swoją historią:
Mija rok odkąd w moim życiu wszystko się zmieniło. O tej porze mój mąż był w pracy, a ja razem z synkiem czekałam na jego powrót. Dzień był przyjemny, upłynął nam na wspólnej zabawie i spacerach. Gdy Corey wrócił do domu, wreszcie mogłam zacząć się pakować – tego dnia planowaliśmy wyjazd do SPA. Zasłużyliśmy na odrobinę relaksu i beztroskie, leniwe chwile we troje. Nikt nie spodziewał się – ani ja, upychająca do toreb kolejne rzeczy, ani mój wygłupiający się z naszym synem mąż – że za chwilę nie będzie już NAS, a nasza rodzina już nigdzie razem nie wyjdzie Nie kupi wymarzonego domu, nigdy się nie powiększy, nie pójdzie razem na pierwszą wywiadówkę… Nasze marzenia i wspólne, szczęśliwe życie dobiegły końca.
Mieliśmy nadzieję, że do ośrodka dojedziemy przed zmrokiem. Mąż prowadził, ja czytałam gazetę, a syn, odwrócony tyłem do kierunku jazdy, oglądał swoją ulubioną bajkę. Rodzinną sielankę przerwał straszliwy huk.
W nasz samochód uderzyło auto prowadzone przez pijaną kobietę. Jej nietrzeźwość i nadmierna prędkość odebrały mi wszystko, co kochałam najbardziej – mojego cudownego, 15-miesięcznego synka. Gdy helikopter zabrał mnie i mojego męża do szpitala, wciąż była nadzieja, że chociaż jego uda się ocalić. Niestety, po 24 godzinach walki, zostałam całkiem sama. Przez jedną głupią decyzję, nasza idealna rodzina przestała istnieć, a moje życie straciło sens. Tylko dlatego, że ktoś postanowił wsiąść za kierownicę pod wpływem alkoholu, że wydawało mu się, że jest dość trzeźwy i przytomny, by prowadzić.
Mam 21 lat, męża i syna na cmentarzu. Żadna matka nie powinna chować swojego dziecka, patrzeć na jego zwłoki, żałować, że nigdy nie zobaczy, jak dorasta. Już nigdy go nie przytulę, nie usłyszę, jak woła „mamo”, nie złapię jego miękkiej, lepkiej rączki. Istnienia bólu, który przeżywam, nigdy nie podejrzewałam. Jest dojmujący, obezwładnia i paraliżuje. Ta kobieta odebrała mi wszystko, co miałam i kochałam, pozostawiła pustkę, samotność i ból. Nikt nie powinien tak cierpieć.
Tego strasznego dnia moje życie się zakończyło. Umarłam jako matka i jako żona. Wciąż uczę się żyć na nowo. Pomogli mi najbliżsi, a także grupy wsparcia dla osób po stracie, wdów, które doświadczyły podobnych, często równie traumatycznych zdarzeń jak ja.
Czasem myślę, że to wszystko mogło się nie wydarzyć. Mogło, gdyby ktoś zareagował w odpowiednim momencie. Powstrzymanie pijanej osoby przed wsiadaniem za kierownicę, może uratować komuś życie. Życia mojego męża i synka nic już nie wróci. Pamiętaj jednak, że to, co spotkało mnie, może spotkać każdego. Nie pozwól, by w Twoim otoczeniu, nietrzeźwe osoby prowadziły samochód i sam też nigdy tego nie rób!
Apel zrozpaczonej matki udostępniony został ponad 60 tysięcy razy. Pomimo ogromnego bólu i tęsknoty, Destiny odnalazła w sobie siłę, by opowiedzieć o tym, co przeżyła i nawoływać do odpowiedzialności na drodze.
Osoba która doprowadziła do wypadku, również straciła w nim życie. Jej bliscy nie kontaktowali się z Destiny. Wracała z wesela, na którym było 100 zaproszonych gości. Żaden z nich nie zareagował widząc, jak pijana kobieta wsiada do samochodu. Tragedii można było zapobiec…
Udostępnij tę historię swoim znajomym. Niech będzie przestrogą, by nigdy nie prowadzili samochodu po wypiciu alkoholu i by reagowali, gdy robi to ktoś inny. Nim będzie za późno…