Gretkowska: „W katolickiej Polsce Maria nie donosiłaby ciąży, poroniłaby wycieńczona jak Kurdyjka w lesie przy granicy.”

Święta Bożego Narodzenia dla większości Polaków to czas rodzinny, spędzany w wyjątkowej atmosferze.

Czas obrządków religijnych, wigilii w różnych miejscach, dzielenia opłatkiem, radości i wysilenia się na więcej serdeczności niż dajemy sobie nawzajem na co dzień.

Jednak z każdym rokiem tej magii jakby mniej. Antagonizmy, które poróżniły nas jako społeczeństwo wydają się już nie do pokonania.

Osoby, które publicznie ośmielają się wypowiadać swoje zdanie mają tym większe poczucie dzielącej nas przepaści, jeśli nawet w miejscu publicznym, nie tylko w internecie, mogą usłyszeć to co znana pisarka usłyszała od pracownika Poczty Polskiej…

Przytaczamy wpis Manueli Gretkowskiej w całości, który pokazuje ile zostało w nas magii świąt:

„OPOWIEŚĆ PRZEDWIGILIJNA

Kabaty wczoraj o 18-ej. W widocznej z daleka, żółtej kurtce, zakapturzona wychodzę z warzywniaka. Ciąg sklepów i droga wewnętrzna, ledwo przejedzie jeden wóz. Nagle widzę centymetr od ramienia furgonetkę. Moto i noto – rycznie roztargniona cofam się na chodnik. Kierowca w czarnej, wełnianej czapce i okularach typu denko, trochę o urodzie Freddy’ego z ulicy Wiązów, chociaż to tylko Wąwowoza, uchyla szybkę.

– Ty kur… jeba… – krzyczy.
– Wesołych Świąt – odpowiadam widząc, że jest kierowcą Poczty Polskiej.
– Niech cie zaje… kurrrr…o! – świąteczne życzenia od listonosza niosą się w prawie nocnej ciszy.
– Wesołych!!!
– Pierdolnij się ty kur…isko…jeba…e!!! –

Przekrzykujemy się aż furgonetka skręci, rozwożąc życzenia i prezenty.

Ściskam w ręku moje zakupy, po które specjalnie przyjechałam. Niesolone pistacje, tak trudno je dostać. Te są w dodatku z Trader Joe’s, niegdyś mojego ulubionego spożywczaka w Berkeley. Sklepu, gdzie na ścianach wymalowani są mieszkańcy miasteczka z lat 60-ych, Peace and Love,: Hippisi, muzycy, bojownicy o prawa obywatelskie, może i mieszkająca tu kiedyś dziewczynka Kamala Harris.

Nie będę pisać o kalifornijskich uśmiechach, trudno się było po nich przyzwyczaić do suwaków zębów zamykających zacięte mordy. Wczoraj świętowano Dzień bez Przekleństw. Nad nami wisi niejedno, największe – pisowskiej Polski, ale i Poczty Polskiej? Wyzwał mnie jej pracownik, nie urzędnik pocztowy, prawie, zatrudniony przez państwo.

Dawno nie byłam przy pocztowym okienku. Przez ostatnie lata możnaby tam niemal uklęknąć ze zmęczenia w długiej kolejce i dostać komunię od tych wszystkich świętości, dewocjonaliów. Militariów i debilnaliów też. Podobne życzenia otrzymuję od trolli, hejterów ( hejterek nie będę dyskryminować:). Ale pierwszy raz zobaczyłam na żywo nadawcę, (poczty) dostarczającego przekleństwa świąteczne.
Nie żebym się specjalnie szykowała na to Boże Narodzenie. W katolickiej Polsce Maria nie donosiłaby ciąży, poroniłaby wycieńczona jak Kurdyjka w lesie przy granicy.

Kiedyś Gwiazdkę wyprawiali dla nas, dzieci – rodzice. Później z siostrą robiłyśmy to dla nich. Kiedy odeszli, mama tej wiosny, nie ma przed kim udawać. Pola, Piotr i ja nie jesteśmy chrześcijanami. Jednak składamy ludziom życzenia. Mam nadzieję, że nie usłyszę, nie przeczytam : Merry Christmas ty kur…, idź się j…BAĆ!”