„Nie wiem dokładnie, gdzie się zaraziłem. Być może w pociągu, kiedy udałem się na obchody chińskiego Nowego Roku.
W nocy 25 stycznia czułem, że moje ciało nagle stało się nienaturalnie gorące, spanikowałem. Postanowiłem przenieść się do hotelu z domu mojego przyjaciela, w którym mieszkałem. Spędziłem tam tydzień, brałem lekarstwa, nie pomogły. Pewnej nocy pojawiły się halucynacje – wydawało mi się, że latam wokół pokoju. W tym momencie miałem już poważny suchy kaszel, a 4 lutego zdiagnozowano u mnie koronawirusa.
Xiao Yao, 27, Chengdu, Chiny
Szpital – dość zwyczajny – początkowo leżałem na oddzielnym oddziale. Potem dołaczyli do mnie innego chłopaka, ponieważ zaczęli masowo przybywać nowi pacjenci. Nie można było się umyć, nie brałem prysznica przez 20 dni. Nawet ręczników nie dostaliśmy. Ale nie narzekałem: wciąż byłem leczony, a zaczęły się pojawiać kolejki tych, dla których brakowało już łóżek w szpitalu. Spędziłem tam kilka tygodni, a następnie zostałem zwolniony, wróciłem do domu, gdzie obowiązywała ścisła kwarantanna. Teraz czuję się dobrze.
Najgorsze w koronawirusie są trudności w oddychaniu i gorączka, ale też to, jak traktowali mnie zdrowi. Presja psychologiczna. Powiedziano mi, że rozwinąłem kilka mutacji. Inni mówili, że moje ciało już umarło, że moje ciało zostanie spalone, aby nie powodować żadnego zagrożenia dla żywych. Krążyły różne pogłoski, że celowo chciałem zarazić jak najwięcej ludzi – te „skutki uboczne” choroby są nadal najcięższe”.
Connor Reed, Wielka Brytania, 25 lat
Connor Reed przebywa obecnie w Wuhan w Chinach (nauczyciel języka angielskiego, zobacz wideo).
„Z koronawirusem przechodzisz przez kilka etapów. Pierwsze to przeziębienie, tak zacząłem. Zatkany nos, osłabienie. Potem robi się coraz lepiej, pewnego dnia czujesz się prawie dobrze – a zaraz potem czujesz się fatalnie.
Tak więc moje przeziębienie przerodziło się w grypę. Miałem już tego dość, ale tym razem było wyjątkowe – nigdy wcześniej nie było tak straszne. Ból głowy, gorączka, poważnie osłabienie, a potem okazało się, że mam zapalenie płuc. Płuca mają zaledwie 20% swojej pojemności, nie mogłem oddychać w pełni i cały czas brakowało mi powietrza. Nawet wędrówka z pokoju do kuchni stała się ogromnym wysiłkiem. Każdy oddech czujesz, słyszysz i przeżywasz jakby miał być ostatnim. To wtedy robi się naprawdę przerażająco, ponieważ oddychanie jest podstawą życia.
Poszedłem do lekarza. Zostałem poddany kwarantannie w domu. Dopiero potem dowiedzialem się, że zdiagnozowano u mnie koronawirusa, a myślałem, że to „tylko” zapalenie płuc.
Odmówiłem przyjmowania antybiotyków, jak Anglik, który się przeziębia piłem – gorącą whisky z miodem. Pomogło mi to.
Ogólnie spędziłem 40 dni w izolacji. Jestem zupełnie sam. Przeczytałem książki, które przeczytać planowałem od dawna, zacząłem rysować i uczyć się rosyjskiego. Wyzdrowiałem, ale chęć spotkania z człowiekiem twarzą w twarz, stała się największym moim marzeniem.”.
Dale Grizzle, 69, z Rydal, Georgia, USA. Zainfekował statek Diamentowa Księżniczka
„Kiedy byłem w szpitalu w Japonii ze zdiagnozowanym koronawirusem, zacząłem wymiotować w środku nocy. Miałem atak paniki i wpadłem w rozpacz: „Miałem tylko jedną myśl: więc moje życie się skończyło?” Moja temperatura osiągała 40 stopni.”
Inne doświadczenia większości ofiar choroby: że będzie to miało poważne konsekwencje dla organizmu, nawet jeśli zostaniesz wyleczony (obecnie nie wiadomo tego do końca – przyp. Red.). Brak świadomości tego kiedy i ile osób mogło się zarazić. A także natury fizycznej: że po rozmazie pobranym z nosa oczy mocno łzawią, a rozmaz z gardła jest równie nieprzyjemny – daje uczucie duszenia.
Carl Goldman, 67, Santa Clarita, Kalifornia, USA.
Carl pisze o chorobie: „Kiedy byłem w samolocie, zasnąłem na fotelu obok mojej żony. Nawiasem mówiąc, nie zaraziła się, chociaż cały czas byliśmy razem. Obudziłem się dwie godziny później – z temperaturą nieco poniżej 40. Po mnie lekarze przybyli do szpitala w specjalnych kombinezonach.
Zanim dotarł do Kalifornii, gorączka już opadła, ale jego ciału wydawało się, że zostało zassane.
Następnie zabrano go do specjalnego centrum w Omaha w stanie Nebraska. Centrum zostało zbudowane natychmiast po ataku terrorystycznym z 11 września 2001 r. – w obawie, że pojawią się nowe ataki, ale wtedy nie były potrzebne.
Pokój bezpieczeństwa biologicznego w centrum Omaha.
„Kiedy przybyłem, natychmiast podłączyli mnie do monitorów, stale monitorujących mój stan. Wyglądało to jak fantastyczny film: okna nie otwierały się na zewnątrz, okna z podwójnymi szybami w ścianie na oddziale, rozmawiałem z lekarzami przez wideokamerę, a kiedy personel medyczny wchodził na oddział, zawsze był w kombinezonach ochronnych.
W centrum obchodziłem nawet 67. urodziny, lekarze przynieśli tort i śpiewali wszystkiego najlepszego z ekranu.
Teraz przeniosłem się do domowej kwarantanny w Kalifornii. Temperatura zniknęła, ale suchy kaszel pozostaje, a moje testy wykazały, że koronawirus nadal jest ze mną. Zgodziłem się także na wymaz z odbytu i oczu – ponieważ czuję się członkiem zespołu wraz z lekarzami i wszyscy chcemy przezwyciężyć chorobę.
Robię 10 000 kroków każdego dnia – przechodzę od jednej ściany do drugiej, a odległość jest 14 kroków. Nie narzekam, bo ostatnio ten sam dystans miał tylko 7 kroków na oddziale. Słucham dużo muzyki i staram się pod żadnym pozorem nie tracić poczucia humoru. Ponieważ optymizm jest ważną bronią przeciwko wirusom.”
P.S. List do ojca od młodej Włoszki Katie Imbaltzano, który już stał się hitem w sieciach społecznościowych:
„Drogi Tato, w tej chwili wszyscy uciekają z Mediolanu na południe, aby połączyć się z najbliższymi.
Ja nie.
Ale nie myślcie, że was nie kocham, wręcz przeciwnie, kocham was tak bardzo, że postanowiłem być z dala od was.
Mówisz mi, że czujesz się dobrze i przestrzegasz wszystkich ostrzeżeń.
To mi wystarczy.
Kocham cię na odległość”
Katie
List Katie stał sie symbolem rozwagi. Po tym jak w Lombardii sytuacja stała się poważna, Włosi masowo wyjeżdżali na południe i roznosili wirusa na cały kraj.