Maja Plisiecka to rosyjska tancerka i choreografka, jedna z najwybitniejszych osobowości baletu XX wieku.
Brała udział w licznych światowych tournées z Teatrem Bolszoj. Występowała także gościnnie m.in. z zespołami Paris Opera Ballet, Ballet National de Marseilles i Ballet du XXe siècle. Stworzyła wielkie kreacje w repertuarze klasycznym oraz w baletach rosyjskich. Osiągnęła wszystko co było możliwe w tańcu baletowym mimo, że życie jej nie oszczędzało.
Przeszła wiele trudnych procesów: Pochodziła z rodziny litewskich Żydów, jej ojciec został aresztowany i rozstrzelany w 1937 roku, matka została zesłana do obozu AŁŻIR. Z piętnem córki wroga ludu musiała przedrzeć się przez ciernistą drogę do spełnienia swojego ukochanego marzenia: tańczenia na scenie Teatru Bolszoj, zachwycać ludzi tańcem i niezwykłym pięknem.
Maja Plisiecka do końca życia (zmarła w 2015 roku w wieku 89 lat) uważana była za ikonę stylu, kobietę o delikatnym, romantycznym guście, której atrakcyjność zdawała się przenosić ze sceny do prawdziwego życia i pozostała niezruszona.
Wielka primabalerina nawet raz o tym mówiła:
„Szczerze mówiąc, generalnie kocham wszystko, co modne, ponieważ moda odzwierciedlają czas. Nie bój się zmieniać rzeczy, daj im „drugie życie”. Elegancję w ZSRR oddawano z krwią.
I nic dziwnego, że oznaki wieku nie naruszyły jej postaci, nie próbowały wykonać swojej destrukcyjnej pracy. Sekrety piękna Mai Plisieckiej są na pierwszy rzut oka proste, ale każdy z nich ma szczególne znaczenie. Można powiedzieć, że filozoficzne.
Artystka uważnie obserwowała skórę twarzy. Oczywiście francuskich kosmetyków brakowało w Związku Radzieckim, więc artystka nauczyła się dbać o skórę naturalnymi sposobami: robiła maseczki z ogórka lub truskawek. Poza tym uważała, że najlepszym dodatkiem jest uśmiech. I piękna szminka.
Mimo to na przyjęciu w Białym Domu wywarła niezatarte wrażenie na bracie prezydenta, Robercie Kennedym. Był zachwycony, mówiąc w przenośni, płonącą urodą baletnicy. Wiotka kobieta o łabędziej szyi, delikatnych rysach uduchowionej twarzy – delikatną ręką zepchnęła na daleki plan uznane hollywoodzkie piękności. Długo jeszcze mówiło się na salonach o jej wizycie.
Mówiła o sobie „nie lubię zamieszania. Nie na scenie, nie w prawdziwym życiu. Dodatkowe słowa również nie są potrzebne. Po prostu działam. Bezgłośnie. Jakościowo.
Co do diety, artystka przestrzegała jednej złotej zasady: nie przejadaj się na co dzień. Ale od czasu do czasu pozwalała sobie na przyjemności. Jednak uważała, że lepsze piwo do kiełbasek niż słodycze. Kiedyś przyznała, że przecież „chleb i masło to najlepsze, co ludzie wymyślili”.
Jednak na co dzień Maja Plisiecka jadła tylko warzywa i owoce, trochę mięsa i nabiału. Mawiała: „Jeśli chcesz jeść – zjedz jabłko, jeśli nie chcesz jabłka – nie chcesz jeść”.
Uważała, że w kobietach drzemie olbrzymia moc twórcza. Ale pozwalają nakładać na siebie tak dużo obowiązków, że stają się zbyt przemęczone by tworzyć. A każda twórczość wymaga ciężkiej pracy i poświęceń.
Maja Plisiecka była głęboko przekonana, że miłość to uczucie, które nie pozwala na starzenie się i utrzymuje kobietę w stanie wiecznej młodości. Należy zauważyć, że jej małżeństwo ze słynnym kompozytorem Rodionem Szczedrinem, szczęśliwe i długie, dawało jej wsparcie i motywację do pracy.
Balerina unosiła się nad sceną jak ptak: odwzajemniona, namiętna i ofiarna miłość pomogła jej stworzyć legendarne kreacje sceniczne. Podziw świata
dla twórczej długowieczności primabaleriny nie miał granic, gdy w wieku 80 lat zatańczyła jedną niezwykłych z partii baletowych. Wciąż piękna i zwinna.
„Całe życie patrzę w przyszłość, zakochuję się w nowych rzeczach, zawsze mnie to interesuje!” – te słowa najlepiej charakteryzują wielką baletnicę.