Mateuszek łkał i trząsł się. Chciał jeść. Miał mokro, a przez to było mu zimno. Do niedawna był bezpieczny, a potem się urodził. I został zupełnie sam

Mateuszek łkał i trząsł się. Chciał jeść. Miał mokro, a przez to było mu zimno. Do niedawna był bezpieczny, a potem się urodził.

I został zupełnie sam. Od czasu do czasy chwytały go zimne i szorstkie dłonie i zmieniały mokre pieluchy na suche, kładły go na boku i wtykały do ust gumowy smok, z którego wylewało się coś zaspokajającego głód.

Najadłszy się Mati zasnął i obudził się znowu mokry i zmarznięty. Mimo swojej bardzo krótkiej obecności na tym świecie, zdał sobie sprawę, że coś poszło nie tak – nie powinien być sam. I zrozumiał, że musi minąć trochę czasu zanim pojawią się szorstkie, zimne ręce.

Ale on wciąż płakał. Po prostu dlatego, że nic więcej nie mógł zrobić.

°°°

– Marlenko, komu go zostawiłaś?- Marlena spotkała się z sąsiadką Babcią Gienią.

– pielęgniarce – mruknęła Marlena i pośpiesznie odeszła od babci.

– Jak to pielęgniarce? – Nie rozumiejąc tego, co właśnie usłyszała, babcia Gienia zatrzymała się na środku ulicy. – Gdzie mamy tutaj pielęgniarkę? Czekaj!

Stara kobieta rzuciła się w pogoń za dziewczyną.

– Marlenko, której pielęgniarce?

– Po prostu! Zostawiłam go na oddziale położniczym! Nie potrzebuję go! – syknęła Marlena. – Odczep, babciu!

– Ale zwariowałaś, dziewczyno! – Babcia klasnęła w dłonie. – Rodzone dziecko! Nieznajomym!

Marlena chciała krzyknąć na sąsiadkę, ale w porę opamiętała się: babcia Gienia zawsze jej pomagała. Nakarmiła, gdy matka przepiła wszystko, a w domu nie było nawet okruszka chleba. Pozwoliła spędzić noc, gdy kolejny zalotnik mamy zaczął się awanturować. Marlena nawet od czasu do czasu mieszkała z nią.

Babcia Gienia jest jedyną, która nie potępiła dziewczyny, gdy nosiła dziecko kolegi z klasy, a on, przestraszony, ją opuścił. Pomagała jej, gdy była w ciąży i obiecała pomóc zaopiekować się dzieckiem po urodzeniu. Marlena postanowiła wtedy zostawić dziecko w sierocińcu.

W ciągu dziewięciu miesięcy przyzwyczaiła się do dziecka w jej wnętrzu. Zaczęła nawet z nim rozmawiać, głaszcząc się po brzuchu. Śmiała się, gdy dziecko zaczęło kopać. Ale pojawienie się dziecka przywróciło jej myśli do pierwotnego planu. Dziecko zostało pozostawione pod opieką państwa.

– Cóż, chodź do mnie! – Babcia Gienia wzięła Marlenę za rękę. – Upiekłam ciasto, specjalnie dla Was wzięłam mleko od Katarzyny. Myślałam, że przywrócę ci siły mlekiem. A ty…

Marlenka posłusznie poszła za starą kobietą.

– Babciu Gieniu, gdzie on jest dla mnie? Nie pracuję, studiuję, nie mam pieniędzy – przepraszającym tonem tłumaczyła się dziewczyna.

– Jak on się ma? W końcu nie prosił się na ten świat! Jest mu teraz sto razy gorzej: nic nie może zrobić! Leży biedactwo, w mokrych pieluchach i płacze! Tam wszystko jest na godzinę, nikt się nie troszczy! Czy nie żałujesz własnego dziecka? Czemu ono winne?

– „Babciu Gieniu!” Po co rozdzierasz mi duszę? Czego ode mnie chcesz?

– „Chcę, żebyś się opamiętała!” Chcesz być bezużyteczna przez całe życie? Ty całe życie w poniewierce, nikt o ciebie nie dbał, nienakarmiona, nieumyta, nikt nie tulił, nie kochał… Naprawdę chcesz takiego życia dla swojego dziecka?

Marlena trysnęła rzewnymi łzami.

– Idź i weź go! Przynieś mi! Będziesz ze mną mieszkać! Jakoś razem sobie poradzimy – nie gorzej niż inni! Zostało mi dużo ubranek po moich wnukach – znajdzie się coś dla chłopca do ubrania! Zajmę się nim, gdy będziesz się uczyć! Daj spokój! Uda się! Musi!

Mateuszek obudził się ponownie z zimna. Znowu był mokry, było mu zimno i chciał jeść. Panowała cisza. Więc jest za wcześnie. A płacz jest bezużyteczny. Ale naprawdę potrzebował. Nagle rozległy się głosy. Ktoś podszedł do łóżeczka Mateuszka i wziął go w ramiona. Dłonie były miękkie i ciepłe.

– Mój synku – wyszeptał znajomy, najmilszy głos. Kilka minut później Mati był w świeżej pieluszce, ciepłych śpioszkach i czapeczce. Owinięty ciepłym kocem, na rękach i przy piersi, której ciepło było wyczuwalne nawet przez ubranie. Mateuszek zrozumiał – przyszła po niego jego mama!

°°°

Marlena poprawiła kwiaty i spojrzała na zdjęcie uśmiechniętej babci. Tak długo nie była na cmentarzu!

„Wybacz mi, babciu Gieniu” – powiedziała kobieta. Gabrysi mojej córce, nie wszystko poszło tak łatwo. Mój mąż i ja bardzo się martwiliśmy. Ale
dzięki Bogu, wszystko się udało! Już jest w domu. Igor, jej mąż, jest taki opiekuńczy! A nie chciał mieć dzieci w najbliższych latach!

Powiedział, że mają na to czas! Ale ja ich namówiłam! Teraz jestem tutaj… A u Ciebie jak Kochane Słoneczko!

Za jej plecami rozległy się kroki. Do Marleny podeszły dwie osoby: Mati i jego żona Iga.

– Cóż, jak ma się babcia Gienia?- zapytał mężczyzna z uśmiechem.

– Leży, słucha… – odpowiedziała Marlena.

– Przyszliśmy, aby powiedzieć jej, że spodziewamy się dziecka! – Mati przytulił swoją żonę.

– W końcu! Marlena się ucieszyła. – Babciu Gieniu, słyszałaś? Twój maluszek zdecydował się zostać ojcem!

Po pewnym czasie stania pod pomnikiem pożegnali się i poszli do samochodu. Za nimi szła uśmiechnięta babcia Gienia ze zdjęcia, dzięki której
młoda, niegdyś zagubiona dziewczyna, znalazła rodzinę i szczęście.