Michał Wiśniewski był przykładem amerykańskiego snu o nieograniczonych możliwościach i spełnianiu marzeń, tyle, że w tym przypadku snu polskiego. Pokazał, że można od wychowanka domu dziecka zajść naprawdę wysoko. Zostać gwiazdą i zdobyć fortunę.
W czasach największej świetności zarabiał ogromne pieniądze. Na koncerty latał własnym helikopterem, miał kilka luksusowych domów i to wszystko przepadło.
Choć w ciągu 10 lat kariery zarobił 35 milionów złotych, stracił wszystko i pogrążył się w długach, nad którymi nie był już w stanie zapanować. Zadłużył się do tego stopnia, że jedynym wyjście okazało się ogłoszenie upadłości konsumenciej.
Wszystko, co zostało z jego majątku zostanie zlicytowane i przeznaczone na pokrycie części długów. Potem muzyk zamierza zacząć od zera.
„Ja mimo tego, że jestem w trakcie upadłości to myślę, że mam większy skarb niż te całe pieniądze. Pieniądze przychodzą i odchodzą. Jak ciężko pracujesz, to będziesz je miał. Nawet jeśli pracujesz na kasie w Biedronce” – powiedział Michał w rozmowie z serwisem Weszło.com.
Jak doszło do zaprzepaszczenia takiej fortuny?
„Czy trudno jest przehulać 35 mln zł? To całkiem łatwe. Policzmy. Te 35 mln zarobiłem przez 10 lat. Wychodzi po 3,5 miliona rocznie. I co roku kupujesz sobie samochód za bańkę, a koledze dajesz poprzedni. No, to ile masz już baniek? 2,5. To idzie oczywiście na bzdury, no bo na co możesz stracić takie pieniądze? Tu kupisz samochód, tu samolot, tam apartamenty w Tajlandii” – zdradził Michał, tłumacząc swoją sytuację.
Niestety w ostatecznym upadku pomogły wokaliście także nałogi takie jak hazard. To on ostatecznie pogrążył go w długach.
„Dopiero w chwili, kiedy autentycznie nie było na chleb zacząłem szanować pieniądze. One generalnie nie są ważne, ale to jak w tym przysłowiu: „pieniądze szczęścia nie dają, ale wszystko bez pieniędzy to ch…” – wyznał gwiazdor.