Mieszkałem z żoną przez 12 lat, mamy troje dzieci.
Miłość się wypaliła, a w naszym związku nastąpiło ochłodzenie i wtedy spotkałem inną kobietę.
Tak się złożyło, że zaczął się romans, a potem wszystko potoczyło się szybko.
Spotykaliśmy się regularnie, aż pewnego razu moja ukochana powiedziała do mnie: albo rozwodzisz się z żoną, albo odchodzę.
Rozmawialiśmy z żoną, dość spokojnie, nie robiła mi żadnych wyrzutów. Powiedziałem, że się wyprowadzam nie histeryzowała.
Zbieram rzeczy. Patrzę, a ona zbiera rzeczy dzieci i pakuje do walizek. Pytam jej co robi, a ona na to:
Miałeś zamiar wyjechać i pamiętać o tym, że jesteś ojcem tylko w weekendy?
Masz rodzinę. Teraz czas bym i ja zadbała o moje życie osobiste. Jak je sobie poukładam, wtedy podzielimy odpowiedzialność za dzieci w równym stopniu, razem je zrobiliśmy.
Nawet nie podejrzewałem, z jakim potworem mieszkałem przez cały ten czas. Porzucać dzieci, aby zorganizować sobie życie osobiste?
Jak mam to teraz wyjaśnić mojej ukochanej?