Niektórzy uważają, że Polska to dziki kraj, w którym zadania państwa ceduje się na obywateli. Ludzie są chętni do pomocy i to w naszych rodakach jest piękne, jednak trzeba wziąć pod uwagę także fakt, że to jednak trochę wstyd, że żyjemy w kraju, gdzie życie tysięcy dzieci i dorosłych zależy od tego, czy znajdą się darczyńcy, którzy pomogą uzbierać kwotę potrzebną na leczenie.
Trudno się dziwić osobom zakładającym zbiórki. To na ogół jedyna nadzieja, gdy słyszą od polskich lekarzy, że „nic już nie da się zrobić, no chyba, że jakieś nowe eksperymentalne leczenie w innym kraju, gdzie mają więcej doświadczenia i lepszy sprzęt”…
Pieniądze na leczenie
I wtedy pojawia się problem pieniędzy. To są zwykle bajońskie sumy. Kwoty, których przeciętny Polak nie zarobił przez całe życie. I wszystko teraz zależy od tego czy znajdą się ludzie dobrej woli, czy ktoś nagłośni zbiórkę, czy wystarczająco dużo osób wesprze, udostępni, da szansę na życie…
W pewnym sensie zbiórki stały się normą. Każdy chory trafia pod opiekę fundacji, zakłada konto i zbiera. Wykorzystuje przy tym dostęp do popularnych osób, miejsc, fanpejdży, które pozwolą rozpropagować zbieranie funduszy. Niestety czasem niezależnie od tego czy naprawdę tych środków nie jest w stanie wyłożyć…
Znane są przypadki osób, które zamiast sprzedać drogie auto także zakładają zbiórkę na leczenie. To stało się przyjętą normą.
Celebryci też zbierają
Ostatnio w sieci zawrzało za sprawą modelki, która zbiera na leczenie synka. Magda Stępień była żoną Jakuba Rzeźniczaka piłkarza Wisły Płock, który jest ojcem jej synka Oliwiera.
Jeszcze wtedy, gdy była w ciąży partner zostawił ją i nienarodzonego jeszcze syna. Będąc w parze z piłkarzem afiszowali się luksusowym życiem, drogimi wakacjami, hotelami, samochodami, mieszkaniami i ogólnie pojętym dobrobytem.
Kiedy jednak modelka została porzucona, spadło na nią dodatkowe nieszczęście. W pół roku po porodzie u małego Oliwiera zdiagnozowano rzadki rodzaj nowotworu wątroby. Lekarze szybko odebrali mamie nadzieje na wyleczenie chłopca i ocenili je na zaledwie 2%. Przy pomocy Anny Lewandowskiej znalazła jednak klinikę w Izraelu, która specjalizuje się w leczeniu tego rodzaju raka. Koszt miał wynieść 350 tysięcy złotych.
Modelka szybko założyła zbiórkę i z pomocą tysięcy udostępnień przez znane osoby, potrzebną kwotę udało się zebrać w zaledwie 7 godzin. Zbiórka została otwarta i na jej koncie jest już 450 tys złotych.
Fala krytyki
Wtedy zaczęły pojawiać się głosy krytyki na zbiórkę organizowaną przez matkę dziecka, którego ojciec zarabia ponad 40 tys miesięcznie, co daje 600 tysięcy rocznie. To sumy, których przeciętny Polak nie zarobi przez 10 lat! Czy naprawdę ojciec dziecka nie mógł sfinansować jego leczenia? Czy to moralne i fair wobec dzieciaków, na leczenie których te środki nie trafia, a są jedyną szansą na zebranie pieniędzy?
Najbardziej słyszalny głos krytyki należał do influencera Michała Bodziocha, znanego jako Dziki Trener, którego obserwuje ponad 600 tysięcy fanów.
W filmie podważa on kwestię moralności zbierania funduszy na leczenia w sytuacji, gdy rodziców stać na nie, ponieważ mają wysokie zarobki i standard życia.
Zaznaczył, że z całego serca trzyma kciuki za to, by leczenie małego Oliwiera się powiodło, ale skrytykował zbiórkę jako wątpliwą moralnie. Opowiedział o zarobkach piłkarza, o jego zaręczynach z nową partnerką, które sam szeroko rozgłosił, chwaląc się przy tym drogim pierścionkiem z diamentem jaki jej kupił. Ale także o tym, że mama Oliwiera była nie tak dawno na Malediwach i w Dubaju. I to właśnie na leczenie ich syna zbiera się pieniądze podczas, gdy inne dzieci nie mają szansy ich zebrać.
Po tym wystąpieniu nastąpiła seria publicznych przepychanek. Magda Stępień zareagowała na nagranie Dzikiego Trenera oskarżając go o wywołanie hejtu na nią i powiedziała, że jeśli jej syn umrze to będzie jego wina. Wpis zniknął z jej instagrama, ale opublikowała sprostowanie, w którym napisała, że utrzymuje się z alimentów, mieszka z synem w jednym pokoju u mamy, a wycieczki to był jej sposób na odreagowanie po tym co ją spotkało ze strony Jakuba.
Po aferze jaka się wywiązała zablokowano zbiórkę i matka musiała potwierdzić dokumentacją medyczną chorobę synka. Diagnozę i szacunkowe koszty leczenia opublikowała także swoim stories na instagramie.
A gdzie ojciec dziecka?
Ojciec chłopca Jakub Rzeźniczak długo milczał na temat sprawy. Nie wypowiadał się publicznie, omijał temat, aż do dziś kiedy powiedział, że o zbiórce nic nie wiedział. Usłyszał o niej dopiero po burzy medialnej, a tak w ogóle to rokowania chłopca się poprawiły i uważa, że leczenie zagranicą nie jest potrzebne, ponieważ jego syn ma dobrą opiekę w Polsce.
Matka chłopca zareagowała emocjonalnie na te słowa tłumacząc, że po usłyszeniu diagnozy napisała do ojca chłopca o kosztach potrzebnych na leczenie, ale ten nie odpowiedział nawet. Po ponownym kontakcie powiedział, że nie dysponuje taką kwotą. Potem jednak podpisał zgodę na wyjazd syna na leczenie w Izraelu. Teraz jednak ponownie uważa, że nie trzeba go leczyć zagranicą.
„Chodzi o życie mojego syna!”
Magda Stępień wyjaśniła dziś, że będzie walczyć o życie syna. Wprawdzie wczoraj okazało się, że guz się nieznacznie zmniejszył, jednak według niej to nie zwiększa szans chłopca, które w Polsce wynoszą 2% a w Izraelu więcej.
„Nawet jeśli jest choć trochę większy procent szans, to ja jak każdy rodzic muszę dać mu tę szansę to dla mnie oczywiste” – powiedziała na swoim stories. Powiedziała też, że jest wykończona psychicznie chorobą syna, nie pozbierała się po tym co ją w ciąży spotkało ze strony ojca Oliwiera i tym całym „cyrkiem”, jak to określiła, który się zrobił wokół zbiórki.
Oliwier za kilka dni wylatuje na leczenie. Matka chłopca zapowiedziała dziś, że nie będzie się już wypowiadać w sprawie, chyba, że Jakub Rzeźniczak znów skłamie wypowiadając się publicznie, wówczas będzie zmuszona dementować.
Opublikowała także oświadczenie, że leczenie jej syna może być też przepustką do zdrowia innych dzieci, chorych na to samo co Oliwier.