Wróciłem do domu bez nastroju – szef zapowiedział redukcję etatów i zwolnienia. Byłem w pierwszej kolejności na wylocie, ponieważ pracuję najkrócej. W najlepszym wypadku obetnie mi etat.
Tuż za drzwiami mieszkania, na przedpokoju moje żywe stworzenia już na mnie czekają. Fidon (to mój pies) i Szarek (kot, nie rasowy, ale szalenie inteligentny). Spojrzałem na nich, przypomniałem sobie, sytuację z pracy i żartobliwie powiedziałem:
– Cóż, chłopcy. Nadchodzą głodne czasy! Więc Ciebie Fidek będę musiał sprzedać. Albo Cię zjeść. Jesz za dużo, nie dam rady Cię utrzymać. Ciebie zostawię Szaruś. Ty, w razie potrzeby pójdziesz na polowanie i złapiesz mysz. Najesz się i może nawet podzielisz się ze mną.
Fidon wydał mi się dziwnie zasmucony, ale Szarek słuchał uważnie. A następnego dnia, dokładnie o siódmej, przyniósł mysz i położył na środku kuchni! (Wychodzi sam przez okno mieszkamy na parterze) – a jego spojrzenie wyraźnie mówi:
– Słuchaj, Mistrzu, to za zaufanie, które we mnie pokładasz!
Ale historia tu się nie kończy.
Następnego ranka, kiedy wszedłem do kuchni, kolejna mysz leżała na podłodze! Nie jedna, druga wylądowała w misce Fidona!
Szarek spojrzał na mnie bez mrugnięcia swoimi żółtymi oczami i było w nich napisane:
– Mistrzu, nie sprzedawaj mojego przyjaciela!!! Nakarmię nas wszystkich!
Och, kocham tych dowcipnisi)))