Ośmieszyła swoich rodziców przy teściach. Jej mama aż wstała od stołu i zalała się łzami

Pani Irena włożyła dużo pracy i troski w wychowanie swojej jedynej córki. Nie spodziewała się, że małżeństwo z majętnym mężczyzną tak bardzo ją zmieni…

Wydaje nam się, że w procesie wychowania zaszczepiamy w dziecku wartości, które procentować będą całe życie. A jednak owoc naszej miłości, zaczyna w pewnym momencie żyć własnym życiem i staje się osobą, której nie znaliśmy…

Pani Irenie pęka serce, gdy jej córka Marzena zaledwie pół roku po ślubie zmieniła się nie do poznania. W liście do redakcji napisała:

„To jest straszne uczucie, gdy człowiek musi żalić się na własne dziecko, bo własne dziecko zachowuje się tak, że człowiekowi serce pęka…”
Nie mówię, że w naszej rodzinie było idealnie, bo bywało różnie. Mąż nie zawsze był taki jak teraz, lubił sobie wypić. Szybko się ocknął jednak i wydawało mi się, że dla mojej córki zrobiliśmy wszystko, aby ona mogła poznać sztukę, literaturę i malarstwo. Mieszkaliśmy w starej kamienicy. Nie było nas stać na mieszkanie w bloku, ale myślałam, że to nie przeszkadzało mojemu dziecku.

„Marzena była grzeczna, skromna i dorastała w przeświadczeniu, że na wszystko trzeba zapracować i nie ma nic za darmo”
Myślałam, że ona wie, że człowiek biedniejszy nie znaczy, że jest gorszy. Tak myślałam, ale wychodzi na to, że Marzena miała zupełnie coś innego w głowie przez cały ten czas.

Mimo tego, że nie żyliśmy w bogactwie, nasza córka skończyła studia i zaczęła pracę w dużej korporacji. To właśnie tam poznała Jana, który był starszy od niej o 15 lat. Nasze dziecko zmieniło się z dnia na dzień i mówiło tylko o tym jak cudowny i wspaniały jest Jan i jego rodzina: że mama lekarz, że tata prawnik, że tacy mądrzy, wykształceni, że tyle świata widzieli…

Krytykowała nas, że źle siedzimy przy stole, że ja nie powinnam z gołymi nogami chodzić na przyjęcia rodzinne. Zwracała uwagę ojcu, że nie umie się wysławiać – chociaż całe życie jej to nie przeszkadzało.

„Gdy przyszło nam spotkać się z rodzicami Jana, Marzena dała nam listę, na której napisała o czym możemy rozmawiać, a jakich tematów nie poruszać”
Jakby tego było mało, cały czas tylko komplementowała swoją przyszłą teściową. Zachwycała się jej operacjami plastycznymi, pięknymi, długimi i sztucznymi włosami, przedłużonymi rzęsami, paznokciami, a mnie traktowała tak jak służącą i kogoś gorszego. Specjalnie na tę okazję założyłam najlepszą sukienkę, ale ona kosztowała mniej niż lakier do paznokci jej teściowej, więc jakie to miało znaczenie…

Strofowała nas na każdym kroku, ale czara goryczy przelała się, gdy w czasie jednego ze spotkań z jej teściami powiedziała o nas:

„Ale proszę ich nie słuchać, bo oni pochodzą ze wsi. To biedni ludzie, którzy niewiele w życiu widzieli”

Spojrzałam na moje dziecko jak na zupełni obcą mi osobę. Na twarzach rodziców Jana pojawił się drwiący uśmiech. Zerknęłam na tego mojego biednego męża, który może ideałem nie był, ale serce własne wyrwałby dla niej z piersi i dał jej tyle miłości przez całe życie, wstałam i powiedziałam na głos:

„Może i jesteśmy biedni i mało widzieliśmy, ale szacunek do siebie i honor mamy, dlatego żegnamy się z państwem i myślę, że więcej się nie spotkamy. Do widzenia.”

Nie byłam w stanie powstrzymać łez, choć bardzo nie chciałam płakać przy nich.

Córka próbowała się ze mną skontaktować, ale ja nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Wysłała mi SMS-a, o żenującej treści. Napisała mi, żebym nie robiła wstydu i szopek…

Czuję się zraniona tym, co nas spotkało z jej strony. Nie wiem jak mogłam ją tak wychować, by nie miała szacunku do własnych rodziców, do swoich korzeni i pochodzenia, nawet jeśli były skromne i biedne…”

Codziennie się zastanawiam, gdzie popełniłam błąd?