Utrata dziecka jest najtrudniejszym doświadczeniem jakie może się przydarzyć rodzicom.
Był kwietniowy poranek. William Jazwinski jechał samochodem, gdy nagle zobaczył, że jedzie za nim policja. Gdziekolwiek skręcił, wóz policyjny jechał za nim. W końcu radiowóz zamigał światłami na znak by kierowca się zatrzymał.
William zjechał na pobocze i w napięciu oczekiwał na policjanta. Był pewien, że złamał jakiś przepis. Ale nie. Okazało się, że policjant jechał za nim z zupełnie innego powodu.
Policjant przyglądał mu się przez chwilę, a potem się rozpłakał. William przypominał mu jego zmarłego syna, który służył w Iraku. Na tylnej szybie samochodu Williama zobaczył taką samą naklejkę wojskową jaką miał jego syn, który nigdy z tej wojny nie powrócił. To dlatego poczuł, że musi za nim jechać. A kiedy go zobaczył zupełnie się rozkleił. William był tak bardzo podobny do jego ukochanego syna.
Oficer zobaczył wtedy amerykańską flagę na desce rozdzielczej. Z płaczem opowiadał o synu i o tym, jak otrzymał taką samą wtedy, gdy został poinformowany o jego śmierci…
I wówczas zadał Williamowi niezwykłe pytanie.
Zapytał, czy mógłby go przytulić.
„Przypominasz mi mojego syna. Jechałem za Tobą. Myślałem, że jesteś nim. Nadal nie wierzę, że go nie ma” – powiedział oficer.
William natychmiast wysiadł z samochodu, aby przytulić policjanta. Ale to nie był zwyczajny uścisk.
William właśnie opuścił programu leczenia stresu pourazowego. Sytuacja, która go spotkała była dla niego niezwykle poruszająca i pomocna. To spotkanie dwóch zupełnie obcych sobie ludzi, było im obu tak bardzo potrzebne.