Jest powiedzenie, że śpiewając jest się bliżej Boga. Liturgia mszalna w Kościołach różnych wyznań obfituje w śpiewaniu pieśni.
Często brzmią one współcześnie, są urozmaicone instrumentami, żywym tempem i wielogłosem. W Kościele katolickim sposób odśpiewywania pieśni niewiele zmienił się od średniowiecza.
Część wiernych ceni ten konserwatyzm, jednak wielu odpowiadałby powiew świeżości w nudnej, pełnej patosu stylistyce kościelnej.
Podobnie rzecz ma się ze ślubami. Niejednokrotnie mogliśmy oglądać śluby z innych krajów i wyznań, pełne radości, śpiewu, a nawet tańca.
Coś takiego wydawałoby się nie do pomyślenia na polskim ślubie…
A jednak…
Ksiądz rapuje, młodzi tańczą, goście weselni klaszczą do rytmu. Trudno uwierzyć, ale to wydarzyło się naprawdę w Kościele Jezuitów w Łodzi na ślubie Beaty i Marcina.
Uczestnikom ślubu bardzo podobała się ta forma. Jednak po opublikowaniu filmu, komentarze były różne i nie wszystkie pochlebne. Ślub wzbudził sporo kontrowersji. Ocen typu – profanacja, żenada i cyrk – nie brakowało i chyba przeważają w stosunku do pozytywnych.
O dziwo większość zachwyca się ślubami zagranicznymi, celebrowanymi na luzie, ale gdy odbywa się w Polsce, na własnym podwórku to już niekoniecznie…
„Kościół to nie scena, a Eucharystia to nie koncert… Ksiądz mógł show zrobić na weselu…”
„Jak w cyrku”
„Wedding Party Show! Brakuje jeszcze Karaoke”