Pozytywny wynik testu w kierunku SARS-CoV-2 to jeszcze nie choroba. Nie mamy sił i środków by tak traktować wszystkich pozytywnych jakby byli chorzy.
Uważa prof. Piotr Kuna, kierownik II Katedry Chorób Wewnętrznych UM w Łodzi i proponuje by pozytywny wynik testu i obraz kliniczny dopiero decydował o tym, że mamy do czynienia z Covid19 informuje PAP.
Pozytywny to nie chory
Profesor uważa też, że sprawna opieka domowa zmniejszyłaby liczbę hospitalizacji, a także liczbę zgonów.
Prof. Kuna od wielu miesięcy apeluje o zmianę sposobu walki z epidemią COVID-19, m.in. w zakresie postawienia na opiekę domową nad pacjentami przez lekarzy pierwszego kontaktu.
„Cały czas uczymy się tego wirusa i myślę, że dojrzeliśmy do zmiany podejścia w postępowaniu z wirusem SARS-Cov-2” – powiedział.
„Należy się skupić na grupach szczególnie wrażliwych, czyli osobach po 65. roku życia, a także z chorobami nowotworowymi i niedoborami odporności. Te osoby powinny nadal podlegać obowiązkom kwarantanny i izolacji – dla ich dobra. Natomiast całą resztę – w obliczu tego, że każdy z nas będzie zakażał się tym wirusem wielokrotnie, należy z tego obowiązku zwolnić. Trzeba wprowadzić kategorię nosicielstwa jak np. w przypadku gronkowca. Powinniśmy wrócić do standardu znanego w medycynie od lat.”
Profesor od dawna apelował o większy racjonalizm w podchodzeniu do pandemii. Kwestionował izolację bezrefleksyjną i nie wspieranie ludzi przez lekarzy pierwszego kontaktu w przebiegu choroby, którą można bez konsekwencji przebyć w domu.
„Jeżeli w przypadku ekspansji wariantu Omikron mielibyśmy umieszczać na kwarantannach i w izolacji miliony ludzi, to sami siebie, jako społeczeństwo zabijemy. Przecież to nonsensowne, nierealne i bardzo szkodliwe dla zdrowia całej populacji. Bardzo rzadko się mówi o kwestii – obecnie wdrażanej m.in. w Wielkiej Brytanii – eksponowania osób na niewielkie ilości wirusa. Wówczas taka osoba nabywa szybko odporności – bez choroby. To się nazywa wariolizacja. (…) To dotyczy wszystkich wirusów i bakterii. My musimy być na nie eksponowani, aby nasz układ odpornościowy pracował. W innym razie jest jak w Australii, której władzom wydawało się, że da się na wirusa zamknąć w nieskończoność. Gdy jednak trzeba ludzi wypuścić już z domów – wirus szaleje w skali do tego momentu nieobserwowanej. To normalne, dlatego polityka lockdownów, co widzimy już wyraźnie, jest zła i przeciwskuteczna – wskazał prof. Kuna.
Leczenie przez lekarzy POZ
Profesor uważa, że wreszcie zaczyna się wdrażać pomysły, o które on sam apeluje od miesięcy. Popiera to co usłyszał od konsultant krajowej prof. Agnieszki Mastalerz-Migas i Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego na konferencji 5 stycznia.
„Na tej konferencji w końcu mówiono to, o czym ja mówię od wielu miesięcy. Trzeba wymagać od lekarzy POZ, aby leczyli pacjentów, aby przyjeżdżali do nich do domów i badali ich. Miałem w ostatnim czasie możliwość wymiany zdań z panią prof. Mastalerz-Migas i bardzo się cieszę, że przyjęła większość moich argumentów. Taka opieka powinna być podstawą walki z epidemią. Badając pacjentów od samego początku choroby, możemy zmniejszyć śmiertelność na COVID-19 pięciokrotnie. To nie jest przesada, to fakty – powiedział prof. Kuna.
W swojej wypowiedzi profesor podkreśla znaczenie sprawnej opieki domowej, przez lekarzy POZ, która nie tylko ograniczyłaby liczbę zgonów, ale także hospitalizacji. Mówił tez o lekach wziewnych i przeciwzakrzepowych, które są skuteczną i sprawdzoną terapią.
Profesor uważa też, że niepotrzebnie wykonuje się tyle testów osobom, które nawet nie są chore. Uważa, że większość zdrowych osób w naturalny sposób powinna się zetknąć z wirusem i nabyć odporność. Natomiast osoby narażone szczególnie (starsze, z chorobami współistniejącymi, czy osoby o obniżonej odporności) powinny być nie tylko izolowane dla własnego bezpieczeństwa, co testowane i szczepione nawet czwartą dawką.
A wszyscy pozostali powinni być skutecznie leczeni przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Profesor uważa, że należy wytyczyć standardy leczenia lekarzom, bo wielu z nich obawia się leczyć pacjentów covidowych.
Leki wziewne i przeciwzakrzepowe, a nie antybiotyk przez telefon
„Pierwsza rzecz, którą należy zrobić, to jasno powiedzieć lekarzom rodzinnym, co mają robić z pacjentami chorymi na COVID-19. Dzisiaj z tego, co obserwuję, wiodącym leczeniem jest podanie antybiotyków bez zbadania pacjenta. Infekcji wirusowych nie leczymy antybiotykami. Oczywiście to nie jest tak, że wszystkich musimy leczyć tak samo. Każdy pacjent jest troszkę inny i to właśnie lekarz rodzinny powinien najlepiej znać swoich pacjentów i terapię dostosowywać do nich. Wiadomo, że jeżeli ktoś ma wiele innych chorób, często notuje infekcje, to być może czasami antybiotyk w terapii także jest potrzebny. Na Boga, nie powinien on być jednak normą. Co do zasady zakażonych wirusami nie leczy się antybiotykami. A już na pewno należy raz na zawsze skończyć z wypisywaniem antybiotyków przez telefon, bez badania pacjenta – apeluje profesor.
„Rozmawiałem ostatnio z szefem POZ, ile jest zgonów COVID. Powiedział, że nie ma takich zgonów, ale pacjenci giną przedwcześnie z powodu utrudnień i opóźnień w leczeniu chorób serca i innych chorób przewlekłych. Ten problem jest ciągle obecny. To nie tylko zgony COVID, ale także opieka nad chorymi, którzy cierpią z powodu innych chorób. Wystarczy ich zbadać wtedy, kiedy tego potrzebują. To prosta, banalna rzecz. Aż się wierzyć nie chce, że wystarczy robić to, co robiliśmy przed erą COVID i mieć znacznie lepsze rezultaty leczenia niż obserwowane w skali ogólnopolskiej – wskazał prof. Kuna.
Profesor twierdzi, że zatrważająca ilość zgonów w Polsce nie jest tylko korelacją stopnia wyszczepień, ale ma też ścisły związek z zanieczyszczeniem powietrza i ilością wirusa, którą pacjent zainhalował. Dlatego ważne by chorzy byli leczeni w domowej izolacji, a nie w szpitalach, oczywiście na mniej poważnym etapie choroby.