Przez 13 lat odwiedzał miejsce, gdzie zginął jego syn. Aż pewnego dnia znalazł wiadomość

Kiedy ktoś ginie w wypadku drogowym często w miejscu śmierci bliscy tworzą miejsce upamiętnienia, tak zwany memoriał.

Czasem jest to krzyż, czasem kamień, czasem tylko znicze i kwiaty.

Miejsce, gdzie zginął Raymond Olson było prywatna drogą należącą do koncernu Chevron. Dokooła znajdował się prywatny teren również należący do firmy.

Upamiętnienie miejsca śmierci 22-latka, który tu zginął było niełatwym zadaniem dla jego ojca, ale bardzo dla niego ważnym. Zakradał się w to miejsce późnymi porami, żeby nikt go nie przegonił i nie oskarżył o wtargnięcie. Składał znicze i kwiaty. Pielęgnował to miejsce i przez 13 lat wracał i pilnował by się zachowało.

Ale kiedy pewnego dnia przyjechał na ten symboliczny grób syna, wielce się zatrwożył.

Już z oddali zobaczył, że trwają prace budowlane nad przebudową drogi. Był załamany i przerażony. Wiedział, że to tak ważne dla niego miejsce zniknie, odejdzie w niepamięć.

Kiedy zbliżył się do memoriału zobaczył kopertę. Drżącymi dłońmi otworzył i przeczytał wiadomość.

Dotyczyła miejsca pamięci jego syna. Gdy przeczytał przez godzinę płakał.

Pozostający anonimowym, ktoś z pracowników budowy, zainteresował się tym miejscem. Nie chciał tak po prostu zniszczyć czegoś, co dla kogoś mogło mieć ogromne znaczenie. Poinformował osoby decydujące w firmie i ostatecznie podjęto decyzję o zachowaniu memoriału i na koszt firmy upamiętnienie śmierci człowieka, który tu zginął, ładną oprawą.

O tym firma informowała Raya w liście prosząc, by zgłosił się i pomógł zrealizować pomysł.

Po przebudowie drogi powstał memoriał z ładnym chodnikiem, ławeczką i kamieniem z tabliczką z portretem Raymonda.

„Powiedzieliśmy: To Twoje miejsce Ray. Nie musisz już przychodzić nocą” – powiedział potem Joe Lorenz z Chevron.

To znaczyło dla Raya tyle, że nie umiał wyrazić swojej wdzięczności. My także doceniamy fakt, że dla koncernu okazało się być ważne to co ludzkie i niematerialne.

To takie piękne…