Minęła 8 doba poszukiwań chłopca, po którym ślad wszelki zaginął.
Nad sprawą pracuje ponad stu policjantów, analizujac, każdy dowód, odtwarzając każdy ruch Pawła Ż, przesłuchując nieskończoną ilość razy wszystkich świadków, którzy mogą wnieść coś do sprawy zaginięcia chłopca.
Niestety wciąż zagadką dla śledczych pozostaje nie tylko miejsce pobytu dziecka, ale także motywy działania ojca.
Dziennikarze nieoficjalnie dowiedzieli się, że Paweł Ż. miał wcześniej żonę i córkę. Jego partnerka pochodziła z Ukrainy. Uciekła od niego do swojego kraju, izolując go od córki. Pojawiają się więc przypuszczenia, że Paweł Ż, obawiał się powtórki tego scenariusza.
Jego obecna żona pochodzi z Rosji. Paweł poznał ją podczas podróży służbowej i przywiózł do Polski. Pobrali się i tu urodził się Dawid. 31-letnia matka chłopca uczy języka rosyjskiego w centrum kulturalnym w Warszawie.
Więcej pytań niż odpowiedzi
Mimo pojawiania się nowych faktów, w sprawie wciąż jest wiecej pytań niż odpowiedzi. Czy Paweł Ż. miał problemy z hazardem? Czy miał długi lub zobowiązania, które mogły mieć związek z zaginięciem chłopca?
Dlaczego matka Dawida zawiadomiła policję dopiero koło północy, skoro przed 19.00 dostała tak straszną wiadomość od męża, że nie zobaczy więcej syna? Przecież na ogół matki reagują wręcz przesadnie na najmniejsze nawet zagrożenie dziecka.
Po co Paweł Ż. zatrzymywał się dwukrotnie w okolicy węzła Konotopa? Za pierwszym razem na 40, za drugim na 15 minut?
Nowy dowód
Policja prowadziła szerokie poszukiwania wokół miejsc pobytu Pawła Ż. z synem. Niedaleko Okęcia znajdują się ogródki działkowe „Miejski Paluch” przy trasie S2. Dzierżawcy ogródków na własną rękę przeszukiwali okolicę, by pomóc policji. Jeden z nich znalazł coś, co może mieć związek ze sprawą Dawida.
Jak podaje Fakt24 mężczyzna przypomniał sobie o miejscu, które pokazywał mu kiedyś znajomy, a które skojarzyło mu się z miejscem, gdzie łatwo coś ukryć. W rozmowie z reporterem opowiadał:
„Doszedłem do takiego specyficznego miejsca przy drodze, gdzie ewidentnie były ślady, jakby coś podjechało i zawróciłi.” – opowiedział Faktowi mężczyzna
Idąc po śladach widocznych na trawie w zaroślach mężczyzna zobaczył duży worek, zabrudzony, ale jak mówi, „raczej nie była to krew”.
Otworzył go, a w nim znajdował się „nóż kuchenny, z dwiema plamami” – opowiedział Faktowi.
Mężczyzna odnalazł policjantów, którzy jak mówi, sceptycznie zareagowali na jego informacje, ale udali się z nim na wskazane miejsce i zabezpieczyli worek z nozem i inne ślady.
Policja na razie nie chce potwierdzić czy nóż ma coś wspólnego ze zniknięciem Dawida Żukowskiego.