Stare domy powoli umierają. Wciąż pamiętasz jak ściany były ciepłe, wiatr szumiał w kominie, a stary piec płonął od żaru

Najpierw hałas znika. Puste głosy mieszkające w kątach i szafach wypełniają szczeliny i odbijają się echem w oknach. Najpierw tych głosów jest mniej, aż znikają zupełnie.

Nie ma – szarpanych i ostrych jak bicze, krzyków i zawodzeń. Dźwięków przedmiotów i kroków. Głosy nie podnoszą kurzu i nie przerywają ciszy, która pajęczy się z ciemnych zakamarków i gęstnieje w stęchłym powietrzu, które rozprowadza coraz bardziej zauważalną pleśń.

Cisza. Gdzieś tam w oddali, za oknami, oślepionymi kurzem i pajęczynami, świat krzyczy. Wciąż próbuje krzyczeć na zastygłe portrety na wyblakłym papierze fotograficznym i surowe twarze na ikonach. Ale cisza staje się gęstsza z każdym dniem. A oczy na ikonach gasną, a papier fotograficzny żółknie, zacierając szczegóły na starych zdjęciach, to samo co mózg robi z pamięcią, gdy w duszy zapada cisza…

Kiedy stare drzwi otwierają się z szaleńczym skrzypieniem, głuchy pomruk kroków nie przełamuje lepkiej mgiełki, nie są w stanie ożywić obrazów.

Żyją już tylko w tobie, kolorowe, żywe, hałaśliwe – takie znajome i drogie! – obrazy, smaki, zapachy. Nie sposób narzucić tych żywych obrazów ciemnym cieniom w wilgotnych zakamarkach. One podążają za tobą i duszą się, duszą, duszą lepką ciszą, mimo że drzwi są szeroko otwarte, a na podwórku wiosna jest rześka i głośna. Niespokojna jak wszystkie żywe istoty na tle zmarłych i pochowanych.

Ten wewnętrzny świat martwego domu jest zaskakująco uporządkowany i wszystko już znalazło swoje miejsce. Idealny porządek, którego mieszkańcy nigdy nie mogli utrzymać, przedmioty zmieniały miejsca, było głośno i gwarno. Teraz butelka na stole pod oknem ma swoje idealne miejsce właśnie tu i gdyby ją przestawić znaczyłoby zakłócić ustanowioną harmonię.

Zawalony strop, zawalony komin, dziury w dachu z widokiem na niebo łączą świat wewnętrzny z zewnętrznym – to przez te dziury do domu płynie cisza. A kiedy stoisz na środku pokoju, zdajesz sobie sprawę, że nic innego nie może zamieszkać w tych ścianach. Przepadło z chwilą, gdy klucz ostatni raz podniósł zapadki i przesunął rygiel zamka…

Pamięć to zła rzecz. Uniemożliwia zaakceptowanie estetyki idealnego spokoju. Zakłóca harmonię. Wciąż pamiętasz podwórko ze ścieżkami z wydeptaną i wydziobaną trawą, przystrzyżone krzewy, malwy pod oknami, wozy i zaprzęgnięte do nich kasztanowe konie rozdzielone dyszlem… Wciąż pamiętasz jak ściany były ciepłe, wiatr szumiał w kominie, a stary piec płonął od żaru…

Pośród gęstej ciszy i miękkiego kurzu zdajesz sobie sprawę, że tak właśnie wygląda wieczność – ostatni promień słońca w na wpół przesłoniętym oknie. A ta wieczność, z jakiegoś powodu, zdaje się bardzo krótką chwilą. A życie – przeciwnie. Dlatego musisz szybko wyjść za drzwi, aby dźwięki wypełniły twoją głowę, abyś mógł wymazać przeszłość i zetrzeć starą pajęczynę przyklejoną do rąk.

W końcu zostanie zdmuchnięty przez wiatr, którego od dawna nie było wśród tych pustych ścian…

Stare domy powoli giną – pełne życia już były…

Ale są i tacy, którzy je ratują, nawet jeśli nie znają ich wspomnień, a może właśnie dlatego?

Źródło: intermarium.com.ua, Miniatura wpisu: Peder Mork Monsted