W ciągu ostatnich dni staliśmy się zakładnikami w rękach nieprzewidywalnego szaleńca, który przyparty do muru może zachować się wbrew wszelkiej logice.
W najbardziej prawdopodobnym scenariuszu z braku lepszych atutów postawił na strach. Tak, jak latami siał chaos i dezinformację i wbijał klin pomiędzy kraje Europy, tak teraz ma coraz mniej kart do rozegrania. Jego straszenie gotowością nuklearną ma prawdopodobnie na celu ostrzeżenie Zachodu by nie wtrącał się w jego sprawy na Ukrainie. Być może dlatego, że przygotowuje kolejną operację, która będzie eskalowała konflikt i czyniła go bardziej brutalnym.
Do wojny nuklearnej miejmy nadzieję nigdy nie dojdzie, bo patrząc na symulację, którą przygotowali w 2019 roku naukowcy z Uniwersytetu Princetown jej scenariusz byłby tragiczny…
Symulacja fizyków z Princetown
Symulacja powstała w ramach programu globalnego bezpieczeństwa (SGS). Wynika z niej, że już w pierwszych godzinach konfliktu zginęłyby 34 mln osób a 57 mln ludzi zostałoby rannych, a skutki promieniowania na dłuższą metę wydają się niepoliczalne.
Symulacja zakłada scenariusz, w którym doszłoby do konfliktu konwencjonalnego Rosji z NATO, a użycie broni atomowej byłoby jego następstwem.
Zakłada co się stanie, gdy zostanie wystrzelona pierwsza rakieta z Obwodu Kaliningradzkiego. NATO odpowiedziałoby nalotem, podczas którego zrzucona zostałaby bomba atomowa na cel rosyjski.
Efektem tych działań byłby wybuch wojny nuklearnej. Rosja użyłaby 300 głowic wykorzystując lotnictwo i wojska rakietowe, a w odwecie NATO zrzuciłoby na Rosję 180 głowic atomowych.
Następny etap to eskalacja konfliktu.
Następny etap to kolejna wymiana uderzeń w ramach eskalacji konfliktu.
Stany Zjednoczone i Rosja wzajemnie atakowałyby kolejne miasta wroga głowicami z pokładów okrętów podwodnych.
Jak widać symulacja przewiduje, że pierwszy pocisk spadłby na Polskę w okolice Wrocławia.
Symulacja jest efektem starań fizyków z uniwersytetu o to by przekonać polityków do dążenia do redukcji zbrojeń atomowych.