„To nie podlega dyskusji” powiedział mąż metalicznym głosem „albo się na to zgodzisz, albo rozwód”

Mój mąż i ja spotkaliśmy się, kiedy już oboje mieliśmy dzieci z pierwszego małżeństwa. Mój syn miał wtedy pięć lat, a jego syn cztery.

Ja rozwiodłam się z mężem, a jego żona zmarła. Na początku nie widziałam żadnych problemów w tym, że oboje mamy dzieci. Ale nieporozumienia zaczęły się niemal natychmiast, gdy zamieszkaliśmy razem po ślubie.

Sama wychowywałam syna, niemal od początku, nie było nikogo, kto by mi pomógł. Jego ojciec nie chciał się nawet z nim widywać. Podobnie jak jego rodzice. Moja mama pracowała, rodzeństwa nie mam, więc musiałam zajmować się nim sama, być mu matką i ojcem. Syn męża był otoczony opieką przez obie babcie, co oczywiście miało pewien wpływ na chłopca – dziecko było rozpieszczone do granic.

Nie zwalniam się z odpowiedzialności, mój syn też jest daleki od anioła. Ale przynajmniej wie, co oznacza słowo „nie”. Syn męża po prostu wpada we wściekłość, jeśli nie dostaje tego, czego chce, tu i teraz. To bardzo nieprzyjemne, bo mój syn, widząc, jak jego przyrodni brat osiąga tym sposobem wszystko co chce, zaczął zachowywać się w ten sam sposób.

Na początku nie zauważyłam żadnych różnic w stosunku męża do chłopców. Obchodził się z nimi jednakowo, chwalił ich jednakowo i wytykał wady obu w, można powiedzieć, równym stopniu.

Ale najwyraźniej po pewnym czasie mąż zmęczył się wychowywaniem własnego dziecka i zaczął mu dogadzać. W końcu o wiele łatwiej jest kupić dodatkową zabawkę lub dać dodatkowy batonik, niż odmówić i wytrzymać okazywane przez dziecko niezadowolenie. Mój syn, patrząc na to, szybko zdał sobie sprawę, że ten mechanizm działa i zaczął powtarzać. To było szaleństwo nie to powstrzymania.

Potem dzieci zwróciły się przeciwko sobie. Ten stan rzeczy bardzo poważnie wpłynął na nasz związek. Mąż bronił swojego syna, twierdząc, że jest młodszy i mój syn musi mu ustępować. Podobno jest duży, wszystko lepiej rozumie i musi być bardziej odpowiedzialny. Powtarzam, między chłopcami jest tylko rok różnicy. W czasie tej rozmowy mój miał sześć lat, a syn mojego męża miał pięć lat. W obu przypadkach to już świadomy wiek.

Jego matka i matka jego żony również zgadzają się z moim mężem. Obie uznały, że nie jestem zbyt dobrą macochą i spędzam dni tylko na szukaniu wad u ich wnuczka. Żadnej nie podobał się fakt, że mój mąż i ja pobraliśmy się, a jeszcze bardziej nie podobało im się to, że ja też mam syna. Mąż został z dzieckiem – z powodu tragicznych okoliczności, a ja rozwódka z dzieckiem…

Niedawno mąż powiedział, że musimy poważnie porozmawiać. Powiedział, że wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że tylko jedno może uratować nasze małżeństwo – musiałabym oddać syna mamie na wychowanie. Wtedy w domu zapanuje wreszcie spokój i cisza. Chłopcy przestaną rywalizować o moją uwagę i będzie cicho i spokojnie.

Byłam tak oburzona tym co usłyszałam, że zaparło mi dech w piersiach. Dlaczego mój syn miałby iść do babci??? W końcu obie babcie tak dbają o jego dziecko. Poza tym moja mama pracuje, a te dwie kobiety są na emeryturze. Ale mąż odpowiedział, że mój syn jest starszy i będzie mu łatwiej wszystko wyjaśnić.

Stwierdził też, że jego propozycja nie podlega dyskusji. Albo przyjmę warunki, albo się rozstajemy, ponieważ nie da się żyć tak, jak żyjemy teraz.

Zgodziłam się z nim, że nie da się tak żyć. Chociaż żyliśmy prawie dwa lata. A gdyby nie poszedł ścieżką najmniejszego oporu, żyliby i dłużej. Zabrałam syna i wróciłam do swojego mieszkania. W najbliższej przyszłości to ja wystąpię o rozwód. Jeśli mąż prosi mnie, abym wybierała między nim a moim własnym dzieckiem, mój wybór zdecydowanie nie będzie na jego korzyść.

Mąż próbuje do mnie zadzwonić, ale nie chcę z nim rozmawiać. Moja mama mówi, że postąpiłam pochopnie i nie trzeba od razu palić mostów, ale ja ochłonąwszy po prostu nie wierzę, że będzie lepiej. Jego propozycja była niedorzeczna i niewybaczalna. I najgorsze jest to, że on nie widzi w tym nic złego. Nie pozwolę, by ktoś traktował moje dziecko jak zbędny balast, który przeszkadza. Nie widzę też możliwości wychowywać syna męża, gdzie babcie powtarzają mu, że jest sierotą i z tego powodu wszystko mu się należy.

Lepiej będzie dla nas żyć we dwójkę, postaram się dać synowi to, co najlepsze, zamiast bez końca udowadniać coś komuś przez resztę życia.

Syn męża jest zaopiekowany przez babcie, które moje dziecko traktują jak powietrze, a prześcigają się w gotowaniu swojemu wnukowi tego co lubi, zabieraniu na wycieczki, kupowaniu tylko wnukowi zabawek, a mąż uważa, że jest wspaniałym ojcem. Gdzie mój syn i ja jesteśmy w tym równaniu?

Źródło: intertermarium.com.ua , Miniatura wpisu: pixabay.com