„Unikać miękkiej pościeli, wizyt na plażach…”. O. Rydzyk promuje wiedzę o seksie z książki z 1946 r.

Współczesny katolik odczuwa coraz wiekszy rozdźwięk pomiędzy aktualnym stanem nauki, własnym doświadczeniem, a naukami Kościoła.

Niezależnie od ogólnych zasad, które są podstawą jego wiary, kręgi duchownych starają się mniej lub bardziej wpływać na styl życia i myślenia wyznawców.

Problem z tym jest tym większy, że katolikom wpaja się nie naukę myślenia, a wiary, najlepiej bezkrytycznej i ideowej.

I tak o. Rydzyk postanowił edukować młodzież w kwestiach seksualnych książką „Kształcenie charakteru” napisaną przez redemptorystę o. Mariana Pirożyńskiego w 1946 roku.

Autor podpisał się pseudonimem Aleksander Korewa.

Ojciec Rydzyk wszystko robi z rozmachem, jak więc postanowił nauczać młodzież seksualności to także na dużą skalę. Rozkoloportował już 300 000 egzemplarzy i zamówił kolejnych 25 tys.

Pomijając fakt, że książka nie wnosi normalnej, żywej wiedzy na temat seksualności, a jest jedynie zestawem ostrzeżeń i zachęt do unikania, mających na celu „kształcenie charakteru”, to zawiera także zupełnie przestarzałe i szkodliwe zalecenia, niezgodne ze stanem wiedzy psychologicznej i medycznej.

Seksualność według książki to walka z pokusami.

Należy więc unikać spotkań sam na sam, miękkiej pościeli, spacerów na osobności, sentymentalnych rozmów, wizyt na plażach mieszanych (damsko-męskich) oraz lekarzy prawiących o szkodliwych skutkach wstrzemięźliwości seksualnej.

Trzeba też „unikać narkotyków, zwłaszcza kawy, również ostrych przypraw: pieprzu, papryki, musztardy, octu itp.”.

Takich przykładów jest oczywiście w książce dużo więcej.

Książka stanowi pewną narrację, która jest zaprzeczeniem podstawowych praw i wolności człowieka – mówi w rozmowie z Onetem Michał Pozdał, psychoterapeuta i seksuolog z SWPS.

Młodzi ludzie po takiej lekturze moga być tylko pełni winy i wstydu, ale być może o to właśnie chodzi? Człowiek, który nie akceptuje siebie, nie wierzy i sobie nie ufa, łatwiej popada w narzucane mu ideologie.

Widać, że ojciec usiłuje wpływać na kolejne pokolenie członków rodziny Radia Maryja. Niewykluczone także, że zrobił przy tym dobry interes, bo nie wiadomo narazie skąd pochodziły środki na tak duży nakład „edukacyjnej lektury”.