Tego, że Jarosław Kaczyński przez wiele lat zbudował wokół siebie bardzo zgrane struktury i potrafił zarządzać nimi budując w społeczeństwie szerokie poparcie, nie można mu odebrać.
Podziwiali go wszyscy, od jego popleczników, po przeciwników niezdolnych do sięgnięcia, po tak szeroko zakrojoną, władzę.
I choć w części narodu narastał bunt, to w drodze legalnych instrumentów, w postaci wyborów wciąż nie potrafił on dokonać przeszeregowania na szczytach władzy.
Kaczyńskiemu nie zaszkodziły działania podejmowanie na granicy lub z łamaniem prawa i obowiązujących dotąd niepisanych zasad i standardów. Współpracownicy, współdziałacie i co najważniejsze wyborcy, kochali go i szanowali, dokładnie wprost proporcjonalnie do niechęci wśród przeciwników.
Co zatem takiego zmieniło się w postępowaniu tego wielkiego stratega, który miał zaplanowane 10 kroków naprzód?
Po pierwsze pandemia – jej bał się Kaczyński już wiosną, ale jak myślał opanował ją (a dokładniej społeczne nastroje, bo o nie głównie chodzi) łatwiej niż mógł przypuszczać, nawet wybory udało mu się przeprowadzić i wygrać bez większych napięć.
Potem bunt ze strony wiecznego kreatora problemów, ale niestety twardo od zawsze popieranego przez Rydzyka, Ziobrę.
Kiedy zajęty był rekonstrukcją rządu i rozdzielaniem tortu, Konfederacja zaczęła mu robić problemy zgłaszając poprawkę mniejszości nr 42, polegającej na wykreśleniu z ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, drugiej przesłanki pozwalającej na legalną aborcję.
Jest wrzesień prezes nie chce głosować tej poprawki bo wie, że nawet część posłów PiS-u nie będzie chciała za nią głosować. Gdyby jednak upadła, cześć wyborców mógłby utracić Pis na rzecz Konfederacji i skrajniej prawicowych części Zjednoczonej Prawicy.
Kaczyński obawia się, że Konfederacja zacznie zgłaszać tą poprawkę do wszystkich ustaw i w końcu go zaszachuje.
Co zatem robi?
Oficjalnie nic, za to Prezes Trybunalu Konstytucyjnego, sędzia Julia Przyłębska wyznacza na 22 października rozprawę w sprawie wniosku grupy posłów PiS na temat aborcji.
Kłopot w tym, że miało to miejsce 17 września, a do października sytuacja zupełnie się zmieniła. Konflikt z Ziobrą i Gowinem wydaje się zażegnany, a uwaga wszystkich koncentruje się na pandemii i zatrważającym tempie przyrostu chorych.
Chaos, cierpienie osób doświadczających zderzenia z nieprzygotowanym systemem opieki zdrowotnej, strach, niepewność, brak wiarygodnej polityki i zaufanie obywateli do władzy zaczyna spadać, choć nie jakoś gwałtownie.
Prezes jednak jest dobrej myśli, kreuje działania na Stadionie Narodowym, przygotowuje retorykę zrzucania winy na lekarzy i wszystko jakoś się kręci. Zupełnie zapomina, podobnie jak media, że procedowana będzie lada dzień poprawka, która jest społecznie kontrowersyjna.
Dobrze jednak pamiętali o tym działacze z ruchów pro-life i aktywistki z ruchów pro-choice. Czyli ugrupowań skrajnie przeciwstawnych.
Kaczyński miał plan, że sędziowie wpiszą do poprawki wyodrębnienie płodów, z zespołem Downa i że tym samym spacyfikuje jednych a jednocześnie zadowoli drugich. Plan był dobry, ale zniweczyła go Krystyna Pawłowicz, która wniosła do wyroku zastrzeżenie, że różnicowanie jest niekonstytucyjne. A tym samym doprowadziła, do takiego brzmienia orzeczenia, które całkowicie wyklucza aborcję z powodów jakichkolwiek, nawet skrajnie najcięższych, wad płodu, zmuszając kobiety do donoszenia ciąż i rodzenia dzieci, które nie mają szans na samodzielne życie.
Ogłoszenie orzeczenia i widok fetującej z powodu sukcesu Kai Godek rozjuszył nie tylko feministki i aktywistki z ruchów propagujących wolność wyboru w kwestii rodzenia, ale też cale rzesze kobiet, w tym również tych, które nie popierają prawa kobiety do dostępu do legalnej terminacji ciąży.
To zaskoczyło prezesa, który sądził, że w obecnej sytuacji ewentualne protesty szybko wygasną albo uda się je spacyfikować.
Przyjął taktykę groźnego i przygotował wystąpienie. Kłopot w tym, że nie tylko wrogom wydał się śmieszny. Niestety również jego autorytet wśród swoich został nadwątlony.
Działacze i posłowie anonimowo mówią, że czują się zdezorientowani i nie wiedzą co robić.
Do tej pory dostawali jasny przekaz i budowali go spójnie i z ogromną determinacją, której teraz zaczyna im brakować.
Słychać głosy niezrozumienia, że on zwariował, że jest z Marsa i nie rozumie emocji tłumu – mówi OKO.press poseł Solidarnej Polski.
A inny dodaje: „Bóg się od nas odwrócił, najpierw opuścił wodza. Wyborcy mnie pytają »co wy odp*erdalacie?«, a ja mówię im, że to nie my, tylko jeden człowiek”.
Jaki będzie następny ruch?
Tego obawiają się również działacze i wyborcy PiS. Mówi się o prowokacjach, o mobilizacji narodowców, o tym, że będą podawane zafałszowane wyniki testów, po to by oskarżyć protesty o rozwój pandemii i ewentualną przemoc, która może się wydarzyć na ulicach.
Czy Wódz ma jeszcze jakiś plan by utrzymać władzę?