Wydawać by się mogło, że dla historii 50-60 lat to nie tak długo, ale w tym krótkim czasie ludzkość zmieniła się niemal nie do poznania.
I nie chodzi tylko o pojawienie się Internetu i podróży kosmicznych – chodzi o samych ludzi. Wyraźnie widać, jak zmieniły się ludzkie nawyki, wartości i światopogląd. To, co było powszechne dla naszych rodziców i dziadków, jest teraz postrzegane jako coś dziwnego.
Zauważyliśmy kilka przyzwyczajeń, które już dawno się zdezaktualizowały i stały się czymś bez znaczenia dla obecnego pokolenia.
1. „Nieuprzejmość można tolerować”
Sektor usług czy handlu w czasach PRL był na zupełnie innym poziomie. To klient był dla kslepu nie sklep dla klienta, a obsługa nie tylko pozwalała sobie na niegrzeczność, co w ogóle robiła łaskę, że tam była. Pokolenie wyrosłe w tych czasach jest bardzo tolerancyjne i cierpliwie, nawet jw sytuacjach niekomfortowych. Na przykład muzyka gra zbyt głośno w taksówce/ Fachowiec źle wykonał usługę? Babcia znosi to w milczeniu. Współczesne społeczeństwo jest o wiele bardziej skłonne do obrony swoich interesów, a sprzedawcy usług wiedzą, że z powodu złej obsługi klient może udać się do konkurencji.
2. „Nie wyrzucaj, kiedyś się przyda”
W warunkach całkowitego deficytu rzeczy były na wagę złota. Mimo, że czasem się psuły trafiały do piwnicy lub garażu, na wszelki wypadek, jakby na nadejście czasów, gdy znów będzie deficyt tak wielki, że będzie opłaciło się to naprawić.
Taka nadmierna oszczędność zwykle prowadziła do bałaganiarstwa i zbieractwa. W dzisiejszym świecie mam odwrotny biegun. Kup, użyj, wyrzuć, nawet jesli jest w pełni sprawne, to przecież jest juz na rynku nowe, znacznie lepsze. W 2020 roku nikt nie trzyma w szafie starych ręczników kuchennych i zepsutych nart.
No może z wyjątkiem mojej babci, która trzyma na strychu materac z wystającymi sprężynami i gazety z lat 1930-1990.
3. „Co pomyśli ciocia Alina?”
W PRL ludzie żyli bardziej spójnie i dlatego byli silnie uzależnieni od wzajemnych opinii. Czy to wybierając nowe buty czy narzeczonego dla córki, ludzie kierowali się nie tylko swoim zdaniem, ale także opinią sąsiadów i krewnych. Współczesna młodzież niemal w ogóle nie liczy się ze zdaniem innych.
Dziwna jest ta obsesyjna potrzeba starszego pokolenia uzyskania aprobaty innych.
4. „Wdzięczność, równość i załatwianie”
Pragnienie więcej nie zasługiwało na szacunek. Ten, kto dążył do lepszego życia, od razu dostawał łatkę malwersanta i dorobkiewicza. Dlatego nasi dziadkowie uwielbiają stwierdzenie „darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”. Współczesna młodzież jest innego zdania: trzeba zajrzeć w zęby nawet darowanemu koniowi.
Mój mąż i ja chcemy się rozstać. Po prostu nie ma już uczuć. Moja matka sprzeciwia się naszemu rozwodowi. Mówi: „Powinnaś być wdzięczna, że nie pije i nie bije”, „będziesz sama przez całe życie”, „musisz być bardziej wyrozumiała” i tak dalej…
Deficyt wpływał na dostęp, nie wystarczyło mieć pieniędzy, ale trzeba było znać kogoś, kto miał dojście do danego dobra. Wszystko się wtedy „załatwiało” materiały budowlane, mięso czy mieszkanie. Choć dziś etyczne normy znacząco się w tej materii podniosły, a odstępstwa nawet zyskały swój paragraf, wśród wielu starszych ludzi panuje przekonanie, że poza normalną opłatą, trzeba jeszcze się dodatkowo odwdzięczyć, by sprawę dobrze „załatwić”.
5. „Ubranie po domu”
Wszystko, czego nie da się nosić na zewnątrz, staje się domowym ubraniem. Ten cykl rzeczy jest przydatny i bardzo przyjazny dla środowiska. Nie możemy jednak zapominać, że oprócz wygody odzież domowa może być również wygodna, ładna i praktyczna, a niepotrzebne ubrania można poddać recyklingowi lub przekazać potrzebującym.
Reguła życiowa od babci: powinno się mieć przygotowany zestaw ubrań „na śmierć”. To znaczy nowe, piękne ubrania, których nie będziesz nosić. Moja mama wciąż zmagała się z tą dziką tradycją, próbując przekonać babcię, że nie trzeba się do niej przygotowywać w życiu, ale siła tradycji jest wielka, babcia była niezłomna.
6. „Zastaw się, a postaw się, stół musi być pełny jedzenia”
Kult świętowania wydaje się silnie tkwić w umysłach naszych dziadków. Wystarczy przyjechać z wizytą i od razu poczęstuje Cię garść smakołyków – zjedz to, tamto i dużo. To zrozumiałe: w poprzednich latach wypełniony jedzeniem stół był oznaką szczęścia, spokoju i dobrobytu.
Teraz ludzie zmienili swoje przyzwyczajenia i preferują jakość i estetykę. Dlatego zamiast 4 sałatek z majonezem dla gości często wystarczy coś niewielkiego, ale nie mniej smacznego.
Z przerażeniem wspominam rodzinną ucztę z dużą niezrozumiałą ilością jedzenia, którego nie sposób było przejeść. Kiedy przychodzą z wizytą krewni, podaję przystawke i tylko jedno danie. Moja babcia uważa mnie za złą gospodynię i kiedyś, kiedy się odwróciłam, doprawiła słoikiem majonezu sałatkę grecką.
7. „Kupiłem nowy portfel, niech leży w szufladzie, donoszę stary”
Dbanie o rzeczy jest dobre. Ale jeśli element garderoby, czy przedmiot przekroczył swoją użyteczność, czas go wymienić. Tak myślimy, ale nie nasi dziadkowie. Jak często spotkałeś się z sytuacją: kupiłeś babci nową torbę, położyła ją na półce, a nadal chodziła ze starą, chociaż pojawiła się już w niej dziura?
Dialog z babcią:
– Masz okropne krzesło, chodźmy do sklepu, wybierzemy wygodne.
– To jest dobre.
– Nie możesz na nim wygodnie siedzieć. Kupmy nowe.
– Kiedy umrę, kupisz nowe. Teraz jeszcze nie kupuj. To jest dobre.
8. „Kupowanie na wyrost”
Całkowity deficyt wymusił zakup zapasów. Ale deficyt minął, a nawyk kupowania na wyrost pozostał. Czasami rodzice przeceniali lub odwrotnie, nie doceniali tempa wzrostu swoich dzieci, więc dzieci mogły nie dorosnąć do cennnego płaszcza lub szybko z niego wyrosnąć. Oczywiście w dzisiejszym świecie dzieci nie rosną wolniej. Ale współczesne matki zabierają dziecko na zakupy przed sezonem, a nie kupują mundurka szkolnego dziecku na trzecie urodziny.
Jestem dzieckiem lat 80-tych. Wszystkie moje buty zostały kupione na wyrost, aby nosić je dłużej niż jeden sezon. Mama tak poszała, że w piątej klasie kupiła mi numer 37, tylko, że moja stopa nie urosła od 6 klasy, mój rozmiar to 35, a buty w rozmiarze 37 kupione w 93 roku wciąż gdzieś są w domu.
9. „Znaki i przesądy”
Korzenie przesądów sięgają znacznie dalej niż pół wieku temu, kiedy nauka nie była jeszcze tak rozwinięta. Jednak współczesny człowiek, pomimo kultu racjonalności, wierzy w pewne znaki. Od dzieciństwa wielu z nas przyzwyczaiło się nie siadać na rogu stołu, nie przekazywać pieniędzy przez próg i nie rozdawać noży, chociaż nie ma sensownego wyjaśnienia tego zachowania.
Dlatego spluwamy przez lewe ramię, nie przechodzimy pod drapiną, siadamy, jesli musielismy sie wrócić po coś do domu i łapiemy się za guzik na widok kominiarza – tak na wszelki wypadek.
Babcia miała wiele tekstów związanych z włosami. Zawsze powtarzała: nie chodźź spać z mokrą głową, w przeciwnym razie będziesz mieć wszy; nie czesz włosów na świeżym powietrzu, szkodzi włosom; nie zrzucaj ręką okruchów ze stołu – twój mąż będzie łysy. Cóż mogę powiedzieć. Nie kładę się spać z mokrą głową tylko dlatego, że nie jest to korzystne dla mojej fryzury rano. Jeśli chodzi o świeże powietrze, czeszę włosy i nie wypadają. Mąż nie jest łysy, ale powoli zaczynaja mu sie przerzedzac włosy, ale tutaj chyba nie ma oznak mojej winy.
10. „Zakręćmy jeszcze 10 słoików, w piwnicy jest jeszcze miejsce”
Kiedyś tylko kilka świeżych warzyw było dostępnych zimą, teraz wybór w supermarkecie jest duży, a ceny nawet po sezonie całkiem znośne. Ale nasi dziadkowie wciąż dosłownie zatykają strychy i piwnice. Młodzi ludzie już dawno odeszli od tej tradycji, co bardzo denerwuje starsze pokolenie.
Z dzieciństwa pamiętam, jak cała rodzina robiła przetwory „na zimę”. Nie zjadaliśmy jednej dziesiątej tego, co zostało przygotowane.
Nie znam gospodyni, która przez całą drugą połowę lata nie dręczyłaby się przetworami, chociaż ma dorosłe dzieci, które mają je w głębokim poważaniu. A gdy trafia do szpitala z arytmią serca martwi ją tylko jedno: „A z nimi zostana bez sloików na zimę?”.