Chciałam pomóc żeby nie zamarzł, a wyszłam na idiotkę.

Pewnego zimowego wieczoru wracałam z pracy do domu. Postanowiłam skrócić drogę i przejść przez park.

Wieczór, zimno, śnieg i mróz.

Zobaczyłam postać siedzącą przy ścieżce w zaspie śnieżnej. Zbliżyłam się, wygląda na żywą osobę. To chyba facet. Ciemno, nie mogę się zorientować. Myślę, prawdopodobnie nachlany.

Krzyczę do niego:

– Człowieku, nie możesz tu siedzieć, zamarzniesz. Musisz iść do domu.

Mężczyzna milczy.

– Kim jesteś? Pozwól mi pomóc Ci wrócić do domu.

Mężczyzna milczy. Podeszłam bardzo blisko. Chcę spojrzeć mu w twarz, dowiedzieć się kim jest, a on naciaga czapkę na twarz. Chciałam podnieść mu czapkę, a on ją trzyma.

Mówię:

„Przynajmniej powiedz mi swoje nazwisko, zadzwonię do twoich krewnych, oni cię zabiorą”.

Nagle „ożył” i całkowicie trzeźwym głosem mówi:

– Kobieto, odejdź! Kupę robię.