Czas studiów był dla mnie okresem nawiązywania nowych znajomości, zabawy, ale też nauką odpowiedzialności. Na czwartym roku poznałam mężczyznę, który ujął mnie swoją historią. Nadal studiował, ale miał za sobą już smutne doświadczenia dojrzałego życia.
Był ojcem rocznej dziewczynki Laurki i stracił żonę Karinę, która zmarła na agresywną postać nowotworu. Bardzo mu współczułam, ponieważ mój ojciec także toczył na koniec przegraną walkę z rakiem, więc wiem jaki to straszny potwór.
Na domiar złego Piotr musiał sobie radzić ze wszystkim sam, ze studiami, córką i rosnącymi długami, ponieważ miał ograniczone możliwości zarobkowania. Mimo wszystko bardzo mi imponował, że był tak troskliwy i dzielny.
Dość szybko zaproponowałam, żeby wprowadził się do mnie (mam malutkie mieszkanie po babci) i zaoszczędził na wynajmie. Razem było nam łatwiej podzielić koszty utrzymania. Niestety to nie był koniec jego problemów. Jego córka zachorowała okazało się, że ma niedosłuch i potrzebuje kosztownych aparatów i epilepsję i musi z nią jeździć na kosztowne wizyty do specjalistów.
Długi na jego karcie kredytowej powiększały się, ale ja kochałam go coraz bardziej.
Skończyliśmy studia. Podjęłam nieźle płatną pracę. Liczyłam, że teraz wszystko się ułoży. Ale on mimo, że skończył atrakcyjny kierunek i pracy po nim nie brakowało, nadal podejmował prace dorywcze. Mówił, że to z powodu tego, że musi być dyspozycyjny ze względu na opiekę nad dzieckiem.
Zapytał pewnego dnia, czy nie mogłabym zajmować się nią żeby mógł zaoszczędzić na przedszkolu.
Zgodziłam się, ponieważ część etatu mogłam realizować pracując zdalnie i miałam elastyczny czas pracy. Zdążyłam zresztą pokochać tę małą istotkę tak mocno, że chyba nie mogłabym bardziej, nawet gdybym ją sama urodziła.
Była przesłodkim i bezproblemowym maluszkiem. Dobrze się rozwijała i wyrastała na mądrą dziewczynkę.
Spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu i nawiązała się między nami głęboka, silna więź. Jej tata miał więcej czasu, więc więcej pracował i częściej znikał na dłużej.
Pobraliśmy się dla formalności, choć i tak dawno już byliśmy rodziną.
Coraz częściej wyjeżdżał służbowo i coraz później wracał z biura. W pewnym momencie zaniepokoiło mnie zachowanie Laurki. Ni stąd ni zowąd zaczęła się budzić w nocy przerażona. Nie chciała sama spać, tylko ze mną. W dzień chodziła smutna i przygaszona.
Próbowałam z nią rozmawiać, ale ona tylko przytulała się i nie potrafiła powiedzieć czego się boi. Zabrałam ja więc do psychologa, który po kilku spotkaniach dowiedział się tylko, że mała obawia się, że mnie straci. Nie mogłam zrozumieć z czego to się wzięło. Przecież nie pamiętała swojej matki, a tym bardziej jej straty. Zapewniałam ją, że zawsze będę przy niej i nigdy jej nie opuszczę. To ją uspokajało.
Pewnego dnia mąż powiedział mi, że dostał zaproszenie na ślub kolegi ze studiów. To nie był jakiś bliski przyjaciel, ale stwierdził, że wypada mu się pojawić. Nie namawiał mnie żebym z nim szła, wie że nie przepadam za takimi imprezami, zwłaszcza wśród ludzi, których nie znam.
Pojechał więc sam. My z Laurką spędziłyśmy miły wieczór, po czym położyłam ją spać i włączyłam facebooka. Zobaczyłam, że ktoś oznaczył mojego męża na zdjęciu ze ślubu. Zaczęłam szukać go na tym zdjęciu i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam jak całuje w policzek jakąś kobietę.
Zamarłam, bo znałam dobrze jej twarz. Znałam ją ze zdjęć w albumie męża. To jego żona, matka Laurki! Zaczęłam rozpaczliwie drążyć. Po oznaczeniach ustaliłam, że to nie Karina tylko Krystyna i nie żona i nie zmarła, ale żyje w innym mieście i ma się jak najlepiej.
Wpatrywałam się w zdjęcie i starałam się przekonać samą siebie, że to nie ta sama osoba. Zadzwoniłam do brata, niestety on nie miał wątpliwości. To ta sama kobieta.
Zadzwonił wściekły do mojego męża, ale ten nie odbierał. Nagrał mu się na pocztę i żądał, żeby natychmiast oddzwonił i wyjaśnił wszystko.
Wpadłam w panikę, że stracę małą. Po przyciśnięciu kilku jego znajomych okazało się, że to była miłość jego życia. Szalał za nią, ale ona była niezależna i nie chciała się wiązać. Kiedy zaszła w ciążę, namówił ją żeby urodziła, obiecał, że sam zajmie się dzieckiem. Miał nadzieję, że ona jednak poczuje instynkt i będzie chciała być jego żoną i matka ich córki. Nie chciała, ale on nie przestał jej kochać. Jego długi nie były efektem choroby ani jej, ani małej, tylko zadłużał się jeżdżąc do niej i kupując jej prezenty.
Zabierał do niej też córkę, licząc, że jego ukochana zechce być matką i będą w końcu razem. To właśnie wtedy u Laurki pojawiły się te lęki. Bała się tej obcej dla niej kobiety, o której ojciec jej mówił, że jest jej matką, i z którą miałaby zamieszkać.
Mąż zniknął na dwa tygodnie. Przepadł bez śladu. Przerażona złożyłam pozew do sądu o opiekę nad małą. Zebrałam prawników, świadków, dowody gotowa walczyć o córkę do ostatnich sił.
Ale okazało się, że nie miałam z kim, bo żadne z nich nie stawiało się notorycznie na rozprawy. W końcu sad przyznał mi opiekę na córeczką. Moje szczęście nie znałoby granic gdyby nie to, że w miedzy czasie zniknęły z konta wszystkie moje oszczędności, samochód zarejestrowany na nas oboje i kilka wartościowych rzeczy z domu. A to wszystko w czasie ostatnie rozprawy o dziecko!
Ale zostało mi to co najważniejsze własny dach nad głową, najukochańsza córka i pies, który też był kiedyś jego. Mam więc wszystko co kocham i cenię. Nie wiem jak mogła być tak ślepa na jego prawdziwą twarz, ale i tak nie żałuję, że go spotkałam, bo dziś mam ją, najkochańszego człowieka na ziemi.