Moja teściowa to doświadczona i oszczędna kobieta. Widząc moje torby z zakupami, natychmiast zrozumiała powód, dlaczego nasz budżet rodzinny nigdy się nie doomykał.
Trzeba przyznać, że będąc człowiekiem taktownym, nie wytknęła mi niegospodarności, ale nauczyła prostej sztuczki, która pozwoliła mi zaoszczędzić znaczne sumy.
Jak to działa?
Moja teściowa poradziła mi żebym za każdym razem, kiedy zamierzałam wrzucić coś do wózka w supermarkecie poczekać 20 sekund. Szczerze mówiąc, pierwsze próby nie były łatwe. Widok młodej kobiety, która nerwowo patrzyła na zegar w telefonie z produktem w ręku, zastanawiał przechodzących obok klientów.
Ale z czasem przestałam korzystać z zegarka. Mimo to, nadal odczekuję kilkanaście sekund zanim coś włożę do koszyka.
Z reguły w tym czasie emocje pożądania zakupu znikają, a głos rozsądku zwycięża. Bardzo często po określonym czasie przychodzi mi myśl, że tego nie potrzebuję, że to mam, lub jest to zupełnie zbędny wydatek, którego bym żałowała. Często robiąc zakupy w sieciówkach brałam rzeczy bez zastanowienia zakładając, że najwyżej je zwrócę, tylko, że nigdy nie zwracałam…
Teraz kupuję świadomie i nie kieruję się emocjami. Produkt wraca na półkę, a pieniądze – do portfela. To mnie aż przeraża ile zaoszczędziłam, a naprawdę nie odmawiam sobie tego czego potrzebuję.
Metoda jest prosta, ale skuteczna.
Tygodniowe oszczędności w wysokości 300-400 złotych z czasem zmieniają się w tysiące, które dają większe poczucie bezpieczeństwa finansowego, kontrolę i możliwość odłożenia jakiś środków na określone cele.
Wcześniej żyliśmy od pensji do pensji zawsze w strachu, że zabraknie. Polecam tę metodę każdemu. Ania