Pokoleniowe związki rodzinne są bardzo silne. Mimo organizacji naszego życia na poziomie globalnym, to wciąż na rodzinie spoczywa największy ciężar opiekuńczy.
Wychowano nas, byśmy potem wychowali dzieci, a następnie zajęli się rodzicami, by w końcu nasze dzieci zaopiekowały się nami.
Pewnego dnia zapytałem bliskiego przyjaciela, naukowca i badacza natury ludzkiej:
– Dlaczego nasi bliscy stają się tacy trudni do zniesienia na starość? Znają nas i nasze słabe punkty, wiedzą, jak sprawić nam najwięcej bólu i robią to z wyjątkowym jakimś upodobaniem i złośliwością. Czasami ze szczególną przyjemnością obserwują, jak czujemy się udręczeni.
– Wiesz, człowiek dwa razy w życiu przychodzi wiek przejściowy i staje się nie do zniesienia dla bliskich. To czysta biologia i nie dzieje się bez powodu. Najwyraźniej służy temu, aby ułatwić separację i opiekę.
W okresie dojrzewania młodzież staje się nie do zniesienia przed opuszczeniem gniazda i rozpoczęciem samodzielnego życia. Za wszelką cenę chce pokazać rodzicom, że cieszy się, że odejdzie i zacznie żyć osobno.
Silna więź rodzicielska zostaje poluzowana, a dziecko nie odczuwa bólu. Czułość, przywiązanie, potrzeba bliskości, ustępują. Powstaje przestrzeń do budowania nowych relacji.
To samo dzieje się w starszym wieku. Natura przygotowuje nas na ostatnie pożegnanie. Im bardziej nietolerancyjny jest bliski w ostatnich latach życia, tym łatwiej jest mu wybaczyć, rozstać się z nim, ponieważ więź się rozluźnia.
Pozostaje tylko poczucie obowiązku i powinności wobec niego, a czułość, miłość i tkliwość znacząco maleją.
Gorzej dla tych, którzy w pierwszym i drugim przypadku utrzymują bardzo silne więzi emocjonalne.
Czasami ta zbyt silna więź psuje ludziom życie…