Jechał z 20-latką, z którą wcześniej balował? Kto prowadził auto? Prokuratura komentuje prasowe doniesienia

Tego typu sprawy, gdy osoba publiczna zostaje potraktowana łagodniej, przez organy ścigania niż przeciętny Kowalski, budzą coraz silniejszy społeczny sprzeciw.

Sprawa dziennikarza Kamila Durczoka wydawała się jasna i klarowna, tymczasem na jaw wychodzą coraz to nowe fakty. A to, że dziennikarz miał przy sobie broń palną, a to, że podróżował z nim pies, a to w końcu, że jechał z kobietą…

Sąd nie zastosował wobec dziennikarza aresztu tymczasowego. Uznał, że wystarczy poręczenie majątkowe w wysokości 15 tys. i dziennikarz może odpowiadać z wolnej stopy.

Czy był sam?

Jak donosi Pudelek z Durczokiem miała podróżować 20-letnia kelnerka z Krakowa, z którą dziennikarz imprezował na Helu, skąd zresztą jechał w chwili kolizji.

W aucie eksplodowały obie przednie poduszki powietrzne, co dzieje się, gdy system bezpieczeństwa wykryje osobę pasażera. Do wybuchu może dojść także bez pasażera przy silnym uderzeniu. Faktem jest, że pasażerki nie stwierdziła policja po przyjechaniu na miejsce.

Dziennikarz Tomasz Szymborski napisał na swoim profilu na Twitterze, że dziewczyna ma na imię Karolina i zaraz po zdarzeniu ktoś po nią przyjechał.

Co na to prokuratura?

Dziennikarze Fakt24 zapytali o sprawę rzecznika rzecznika prokuratury okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.

„Z zeznań osób, które znajdowały się w drugim samochodzie, tym w który uderzył pachołek, nie wynika, by w chwili kolizji w pojeździe pana Durczoka znajdowała się inna osoba – powiedział Witold Błaszczyk. Dodał jednak, że panowało duże zamieszanie i niewykluczone, że jeśli w aucie dziennikarza ktoś był, mógł zostać niezauważony.

Po doniesieniach prasowych prokuratura postanowiła bliżej przyjrzeć się sprawie znikającej pasażerki.

„Czy jechał z kobietą? Tego szczegółu nie mogę ujawnić. Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam. Po prostu nie będę wypowiadał się na ten temat” – mówi mec. Łukasz Isenko.

Kto prowadził auto?

Od kilku dni wszyscy też zadają sobie pytanie jakim cudem dziennikarz przejechał 350 km w stanie, w którym nawet trafienie kluczem do zamka stanowi wyzwanie nie do pokonania.

Czy jest możliwe, że to nie on prowadził samochód? Wyjaśnienia tej zagadki podjął się Łukasz Bąk z wiadomosci.dziennik.pl, który w swoim artykule napisał: „Durczok wcale nie prowadził po pijaku. Auto prowadziło się… samo”. Auto dziennikarza jest półautomatyczne. Przy ustawionym tempomacie, za kierowcę warunki drogowe śledzą kamery i radary. Samochód potrafi zwalniać przed pojazdami i przypieszać, oraz utrzymywać się na swoim pasie ruchu. Kierowaca nic nie musi robić.

Jak więc doszło do zderzenia?

Czujniki zaobserwowały roboty drogowe, żółtą i białą linię. W takiej sytuacji oddało pojazd w ręce kierowcy by tem mógł odpowiednio zareagować. A ten zwyczajnie nie był w stanie.

Sprawa staje się coraz bardziej tajemnicza. Miejmy nadzieję, że opinia publiczna dowie się prawdy na temat nieodpowiedziaalnej brawury osoby kreującej się na bądź co bądź naczelnego moralizatora, krytyka, etyka i opiniotwórcy.

Źródło: Fakt24, Pudelek, TVP Info, Dziennik.pl Fotografia tytułowa: Instagram/Kamil Durczok, Twitter