Mięso chorych krów trafiało do ludzi. Szokujące fakty ujrzały światło dzienne

Sprawa wydostała się na zewnątrz dzięki reporterom Superwizjera. Wyjawili oni, że oprócz oficlanego rynku, kwitnie czarny rynek mięsa.

Reporter Patryk Szczepaniak zatrudnił się w ubojni w województwie mazowiedzkim. Musiał przepracować kilka tygodni zanim zdobył zaufanie na tyle, by dowiedzieć się, że ubojnia działa także w nocy. Tyle, że bez lekarza weterynarii, który powinien być obecny przy uboju i dokonując uboju chorych i padłych zwierząt dowożonych pod osłoną nocy.

Mięso, którego nikt nie badał otrzymywało pieczątkę o przydatności do spożycia, którą przystawiali sami pracownicy.

Reporter ukrytą kamerą zarejestrował jak chore i konające zwierzęta były wyciagane z samochodów za pomoca lin, a następnie bez obecności weterynarza zabijane i „rozbierane” na mięso. W materiale można usłyszeć, że mięso z tzw. „leżaków” czyli chorych, słabych zwierząt trafia min. do kebabów.

Potem dziennikarze oficjalnie zjawili się w ubojni by zrobić reportaż. Kiedy zobaczyli leżąca krowę i dziennikarz zapytał o lekarza weterynarii, pracownik powiedział, że zaraz go zawoła. I lekarz zjawił się po półgodzinie.

Dziennikarze złożyli zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na policji. Powiatowa lekarz weterynarii zapewniała, że nie wie nic o tym procederze a rzeczona ubojnia jest pod ścisłą kontrolą.

Po zatrzymaniu całego transportu chorych zwierząt dowiezionych do tej ubojni lekarze zostali zwolnieni, a tą szokującą sprawą zajęła się prokuratura.

Czarny rynek

Dlaczego ubojnie to robią? Jeśli nie wiadomo o co chodzi to oczywiście chodzi o pieniądze. Proceder opłaca się wszystkim. Hodowca, który chce uśpić chore zwierzę musi ponieść koszt 500 zł. Oddając je do ubojni oszczędza na tym koszcie i jeszcze zarabia. Ubojnia płaci za zdrową krowę około 2,5 tys złotych, więc na kilogramie zarabia niecałe 10 groszy. Na kilogramie mięsa chorej krowy zarabia natomiast 2 złote czyli dwadzieścia razy wiecej.

Krowa żyje, tak? To ani jej udusić, ani jej młotkiem, trzeba weterynarza zamówić, zastrzyk pięćset złotych. Kto będzie ładował pięćset złotych w złom, jak można go sprzedać za tysiąc handlarzowi. Taki chłop dzwoni, gdzie najwięcej dadzą za taki złom, żeby się pozbyć. Przyjeżdża handlarz, otwiera klapę, wyciągara na samochód, i ch*j

Kto by się przy tych różnicach zastanawiał, czy to etyczne i czy ktoś może zachorować lub umrzeć z powodu zjedzenia takiego mięsa…

Polskie prawo sciśle reguluje zasady uboju i badania mięsa, które może być przeznaczone do spożycia. Ale przecież nie ma takiego prawa, którego nie dałoby sie ominąć lub złamać jeśli to może się opłacać.

Po to jest lekarz weterynarii, by po zbadaniu zwierzęcia mógł, na podstawie wiedzy, autorytatywnie stwierdzić, że ta tusza jest zdatna do spożycia i można ją puścić na rynek. Jeżeli tusza nie jest zbadana to mięso może być szkodliwe dla konsumenta… Jestem poruszony i wstrząśnięty. Nie wyobrażałem sobie, że w Polsce może mieć coś takiego miejsce. Porażające jest już wywlekanie zwierząt z pojazdów – mówił w materiale TVN prof. Roman Kołacz z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu

Najbardziej przerażające jest to, że proceder zarejestrowany w mazowieckiej ubojni nie jest odosobniony. W branży panuje swoista zmowa milczenia, a cierpią przez to konsumenci, którzy nawet nie podejrzewają, że ich choroby i dolegliwości mogą mieć związek ze spożyciem chorego mięsa…