W Polsce sezon na truskawki rozpoczyna się już w maju i trwa do końca wakacji. I choć czekamy na nie z utęsknieniem cały rok i powinny być zdrowe, to niestety nie zawsze tak jest.
Dla producentów ogromnym problemem jest atakująca je szara pleśń, która może znacząco pogorszyć plony, a tym samym zmniejszyć zyski. Traktują więc swoje uprawy ogromnymi ilościami pestycydów mającymi zapobiec tej powszechnej pladze.
Badania w Stanach wykazały, że truskawki są jednymi z najbardziej zanieczyszczonych chemią owoców. 98 procent badanych owoców zawierało przynajmniej jeden pestycyd, a niektóre ponad 20 różnych.
Dr Ewelina Hallman, Kierownik Katedry Żywności Funkcjonalnej, Ekologicznej i Towaroznawstwa SGGW, mówi, że w Unii Europejskiej nie ma odpowiednich norm, które określałyby czy, ile i jakie środki mogą znaleźć się w owocach i nie stanowić zagrożenia dla zdrowia.
Są tylko progi wykrywalności dla poszczególnych związków czynnych i to jest ujęte prawnie.
„Wyznaczone są jedynie okresy karencji (czas jaki musi minąć od ostatniego użycia pestycydu do momentu bezpiecznego zbioru) i prewencji (czas jaki musi upłynąć od zastosowania pestycydu do pierwszego oblotu przez pszczoły). I nawet one nie są przestrzegane.”
Ze względu na swoją konsystencję truskawki bardzo łatwo wchłaniają chemiczne środki ochrony. Eksperci zauważają, że spożywanie świeżych owoców nie jest tak niebezpieczne, jak użycie nafaszerowanych chemią owoców do przetworów.
Podczas przetwarzania odparowuje się z owoców wodę i następuje koncentracja chemicznych zanieczyszczeń. Zaleca się więc używanie do dżemów i konfitur owoców z pewnego źródła, najlepiej ze sprawdzonych upraw ekologicznych, w których nie wolno stosować żadnych pestycydów. Sprzedawca powiniem okazać na certyfikat.
„Wystarczy pojechać w okolice grójeckiego w okresie od kwietnia do czerwca i otworzyć okno w samochodzie. Wtedy poczujemy, co to jest atmosfera pestycydowa. Tam się to wszystko unosi w powietrzu…” – zauważa dr Hallmann.