Zwykliśmy budować wyobrażenie wielkiej miłości na podstawie etapu zakochania. Deklaracji, poświęcenia i oddania towarzyszącym miłosnym porywom, wielkim słowom czy gestom.
A potem, jeśli miłość przetrwa pojawia się proza życia, a w niej już nic dobrego. Rozczarowanie, zgorzknienie, narastanie muru niezrozumienia i coraz smutniejsza starość..
Ale nie zawsze tak jest. Istnieje rodzaj miłości, która rodzi się z romantycznego uczucia ale wzrasta latami. By pod koniec stać się tak wielką, że unieść nas może ponad chorobę, starość, ograniczenia a nawet śmierć.
Kto nie chciałby tak umierać?
Jak zasłużyć sobie na takie pożegnanie?
Howard i Laura byli małżeństwem przez 73 lata. I teraz, gdy ona odchodzi, on śpiewa jej ich wspólną, ulubioną piosenkę Alice Faye’s “You’ll Never Know.” Gładzi ją po twarzy i szepcze czule, że ją kocha. To śmieje się, to płacze. A Laura przyjmuje te czułości i żartuje słowami:
,,On chyba mnie lubi”
Laura umiera w atmosferze miłości, spokoju i wzruszenia. Otoczona przez rodzinę i w towarzystwie najbliższej, najważniejszej osoby, swojego męża. Ich życie zapewne nie było sielanką. Niczyje nie jest, a jednak zapracowali przez nie, na wzajemny szacunek, czułość i wielką miłość, która wybrzmiewa z każdego wypowiadanego przez nich słowa, z każdej wyśpiewanej przez Howarda nuty, z każdego czułego muśnięcia jej twarzy…
,,Nigdy się nie dowiesz, jak za tobą tęsknię,
Nigdy się nie dowiesz, ile naprawdę dla mnie znaczysz,
I nawet jeśli próbowałem ukryć moją miłość do ciebie,
Powinnaś wiedzieć, choć nie wypowiedziałem
Miliony albo więcej razy…”
Czy można chcieć więcej? Zobaczcie ten, niezwykle chwytający za serce filmik, o wielkiej miłości. Jakże innej niż ta z tanich romansów, a o ileż piękniejszej i prawdziwszej. Posłuchajcie jak Howard śpiewa dla swojej Laury: