Cała Polska jest poruszona śmiercią tego dziecka, ale prawdziwy dramat przeżywają mieszkańc Grodziska Mazowieckiego, osoby znające chłopca i przede wszystkim rodzina dziecka.
W odpowiedzi na oświadczenie mamy Dawida, która prosiła o modlitwę, opiekunki z przeedszkola chłopca zamówiły msze za jego duszę w kościele Przemienienia Pańskiego w Grodzisku Mazowieckim.
Mszę odprawił ks. Piotr Ambroziak, który wezwał zebranych do „powstrzymywania się od gniewnych osądów i pielęgnowania w sobie dobra”
„Na myśl o śmierci Dawidka niejedno serce przenika ból, cierpienie, a nawet bunt. Na bo jak mogło dojść do takiej tragedii. Jak mogło dojść do tego, że niewinne pięcioletnie dziecko straciło życie. Dlaczego tyle zła jest na świecie i dlaczego objawia się ono z taką siłą. Jedyna odpowiedź na to pytanie to dzisiejsza ewangelia. Bóg nie chciał tej tragedii. Bóg sieje dobre ziarna. Posyła do nas swoje słowa, abyśmy przynosili dobre owoce. Ale w naszym sercu występują chwasty, czyli złe myśli, gniew, agresja i bunt. Bóg jest bezradny wobec naszych wyborów” – mówił ks. Ambroziak.
W mszy uczestniczyli babcia, dziadek i wujek Dawidka. Nie brała w niej udziału mama chłopca.
W trakcie nabożeństwa słychać było przejmujące wybuchy płaczu. Nie tylko rodzina była zrozpaczona. Płakali obcy ludzie, którym serce pękało na to nieszczęście, które spotkało niewinne dziecko.
Więcej w Fakt24
Przypomijmy okoliczności zaginięcia i śmierci Dawida
10 lipca ojciec chłopca Paweł Ż. miał przywieźć syna do matki do Warszawy. Odebrał syna od rodziców i miał odwieźć Dawidka do mamy, która miesiąc wcześnie zabrała syna i wyprowadziła się od Pawła do Warszawy, a także złożyła zawiadomienie o przemocy domowej.
Dawid nigdy nie dotarł do mamy.
Około 17.00 ojciec z synem byli widziani w Grodzisku Mazowieckim. Spotkała ich sąsiadka rodziców skąd odbierał chłopca ojciec. Dawid płakał, na pytanie sąsiadki co się stało odpowiedział, że spadł z krzesła.
17:28 Skoda Pawła zatrzymuje się przy węźle Konotopa na kilka minut. To tu loguje się do sieci telefon Pawła.
Paweł zabrał syna do Warszawy. Przebywali w okolicach Okęcia, gdzie oglądali samoloty.
W międzyczasie Paweł zadzwonił do żony i rozmawiał z nią przez 40 minut. Rozmowa była spokojna i nie wzbudziła podejrzeń w Julii, matce chłopca. Matka miała wtedy możliwość porozmawiania z synem i słyszała go po raz ostatni. Ta rozmowa nie wzbudziła jej podejrzeń.
Około 18.30 Paweł zawraca z Alei Krakowskiej w stronę Grodziska, gdzie w trakcie tej trasy zatrzymuje się na kilkanaście minut w okolicach węzła Konotopa.
To wtedy Paweł Ż. zabija bezbronnego synka, zapiętego w foteliku, którego rani kilkakrotnie nożem w okolice serca…
O 18:34 wysyła ostatniego sms-a do żony (wcześniej wymienili ich kilkanaście) sms o treści „nie zobaczysz już swojego dziecka”.
Następnie mężczyzna szarą skodą fabia o numerze rejestracyjnym WGM 01K9 wraca do Grodziska Mazowieckiego.
Około 20.00 wstępuje do kościoła. Zostawia samochód 3 km od dworca kolejowego i w jego okolicach rzuca się pod nadjeżdżający pociąg relacji Warszawa-Skierniewice, było to o 20:52.
W tym czasie 31-letnia Julia, matka chłopca niepokoiła się, ale nie potraktowała gróźb męża poważnie. Paweł Ż. miał wcześniej kilkukrotnie przetrzymywać syna i nie odwozić go o umówionym czasie, tłumacząc, że na przykład spał i nie chciał go budzić.
Kobieta miała odczekać godzinę, po czym pojechała do Grodziska po syna. Tam jednak zastała zamknięte drzwi mieszkania, a na telefon mąż nie odpowiadał. Po 22.00 zadzwoniła na numer alarmowy, gdzie usłyszała, że musi zawiadomienie złożyć osobiście.
Zanim pojechała na policję dzwoniła jeszcze w miejsca, gdzie podejrzewała, że mogą być. Dobijała się też do mieszkania sądząc, że mąż może nie otwierać. O 23.20 zjawiła się na komendzie policji w Grodzisku i zgłosiła uprowadzenie syna.
Wtedy zaczęły się zakrojone na szeroką skalę, trwające 10 dni największe w historii policji poszukiwania zaginionego dziecka, które zakończyły się 20 lipca po godzinie 16.00 znalezieniem ciała Dawida Żukowskiego.