Aż ciężko uwierzyć, że nikt z cywilizowanego świata nie postawił tam stopy.

Gdzieś na oceanie Indyjskim w archipelagu Andamanów w Zatoce Bengalskiej leży maleńka wyspa Sentinel o powierzchni 72 km 2 czyli wielkości Manhattanu. I byłaby jedną z wielu takich wysp, gdyby nie to, że zamieszkują ją ostatni ludzie, którzy nie zetknęli się dotąd ze współczesną cywilizacją.

Nie to, że cywilizacja tego nie chciała. Przeciwnie odbyło się wiele prób kontaktu ale ludzi ci uparcie bronią swojej wyspy i siebie przed wszelką ingerencją.

Pierwsze kontakty zostały podjęte w 1880 roku gdy administrator kolonialny Maurice Vidal Nortman wylądował na wyspie Sentinel. Pojmał wówczas 6 osób z plemienia i zabrał do Port Blair na południowym Andamanie. Bardzo szybko wszyscy się rozchorowali a dwie osoby zmarły, więc postanowił odstawić pozostałą czwórkę na wyspę.

Niewykluczone, że to zdziesiątkowało plemię. Istnieje teoria, że mogło być bardzo liczne. W tej chwili ilość mieszkańców Sentinel szacuje się na 40 do 500 osób.

W XX wieku Hindusi wielokrotnie przybywali na wyspę w celu nawiązania kontaktu ale tubylcy uparcie ostrzeliwali z łuków i maczet każdą łódź i każdy statek, który zbliżył się do brzegów wyspy.

Może w świadomości mieszkańców wyspy przetrwało przeświadczenie, że intruzi mogą ich uprowadzić jak to miało miejsce podczas pierwszego spotkania z białym człowiekiem?

W 1967 roku antropolog Trilloknath Pandit zorganizował szereg wypraw. Uparcie dążył do zbadania plemienia. Wyprawy nie ryzykowały lądowania na wyspie. Chciały najpierw przekonać Sentinelczyków o pokojowych zamiarach. Ci jednak byli wrogo nastawieni i nie dopuścili do zbliżenia statku.

W 1974 roku wyprawę na wyspę podjęło towarzystwo National Geographic. Ekspedycja miała zamiar nakręcić film dokumentalny o ostatnim plemieniu na ziemi, które pozostało w swej naturalnej, nie skażonej cywilizacja postaci. Jednak gdy zbytnio zbliżyli się do brzegu zostali ostrzelani a reżyser został ranny w udo.

Mimo to pozostawiono upominki takie jak samochodzik, lalkę ryby, związaną świnię i orzechy kokosowe. Tubylców zainteresowały jedynie kokosy, które nie rosną na wyspie i garnki. Resztę zakopali i wycofali się w głąb wyspy.

Wreszcie 1996 zaniechano wszelkich kontaktów. Sprawa została nagłośniona i z uwagi na doświadczenia z poprzednimi przypadkami, gdy wszelkie plemiona w zetknięciu z cywilizacją zostały unicestwione postanowiono oficjalnie zakazać kontaktów z wyspą.

Sentinelczycy pozostali więc jedynym naturalnie żyjącym od neolitu ludem zbieracko – łowieckim. Prawdopodobnie nie znają nawet ognia. Na pewno potrafią wyrabiać broń i proste ozdoby. Przez wieki przetrwali bez kontaktu z różnymi chorobami więc nie są odporni na większość z nich. Kontakt ze światem zewnętrznym mógłby szybko ich zniszczyć.

Od 2005 roku obowiązuje oficjalny zakaz podpływania w pobliże wyspy z powodu ochrony plemienia ale także z uwagi na ich agresywność. W 2006 roku pomimo zakazu dwóch rybaków kłusowników za bardzo zbliżyło się w pobliże wyspy i zostali zastrzeleni przez Sentinelczyków i pochowani na wyspie w płytkich grobach. Próby odzyskania ciał skończyły się niepowodzeniem.

Wyspę przez tysiące lat ochroniły przed cywilizacją rozległe rafy koralowe, które uniemożliwiały zbliżanie się dużych statków do brzegu a jednocześnie zapewniły bogactwo ryb.

Wyspiarzy ominęli misjonarze, kolonizatorzy i wysokie podatki. Mają swój mały raj na ziemi, mnogość łatwo dostępnego pożywienia i optymalne warunki do spokojnego życia.

Zacięcie bronią swojej niezależności. To ostatnie takie miejsce na ziemi. Badacze i naukowcy choć ciekawi ich życia i kultury zdają sobie sprawę z zagrożeń jakie niesie dla nich współczesny świat, więc apelują o niezależność dla tej ostatniej enklawy natury w czystej postaci.

Podczas jednej z hinduskich wypraw w 1991 roku powstał film, na którym można zobaczyć Sentinelczyków.

Jeśli spodobał ci się artykuł podziel się nim ze znajomymi na facebooku.

Źródło: northsentinelisland.com, en.wikipedia.org, culturacolectiva.com, YouTube, DailyMail