Kobieta od kilku lat walczyła z nowotworem. Nie zdecydowała się na operację z powodu wysokiego niebezpieczeństwa powikłań. Miała 41 lat i pragnęła zostać matką.
W 17 tygodniu ciąży trafiła na oddział intensywniej terapii. Guz miał już 4 cm i naciskał na pień mózgu. Nastąpiła śmierć mózgowa. Co oznaczało, że kobiety nie można uratować.
Wtedy lekarze z Wrocławskiej Kliniki Uniwersyteckiej stanęli przed dramatycznym dylematem. Płód był na zbyt wczesnym etapie, by można było bezpiecznie podjąć się cesarskiego cięcia i próbować utrzymać go przy życiu poza organizmem matki.
youtube
Po konsultacjach z ojcem dziecka zapadła decyzja o próbie podtrzymania funkcji życiowych matki za pomocą nowoczesnej aparatury. Jak podkreślają lekarze to nie było łatwe. Codziennie zmagali się z różnymi problemami, spowodowanymi brakiem funkcji mózgu. Skokami ciśnienia czy nieprawidłowościami w funkcjonowaniu różnych narządów. Kobieta była monitorowana non stop i cały szpital pracował we wzmożonej czujności.
youtube
Nie do przecenienia, również była w całej sytuacji, rola taty maleństwa. To jego determinacja wspierała wysiłki lekarzy w tej nierównej walce z prawami natury.
Mąż kobiety był przy obojgu niemal przez cały czas.
Czuwał, mówił do żony i dziecka, czytał bajki swojemu nienarodzonemu synkowi…
Po pięćdziesięciu pięciu dniach dramatycznej walki o życie dziecka, pojawiły się problemy z tętnem i lekarze zdecydowali się na wykonanie cesarskiego cięcia.
youtube
Chłopczyk urodził się w 26 tygodniu. Ważył zaledwie jeden kilogram.
Przez pierwszy miesiąc, był podtrzymywany przy życiu za pomocą respiratora. Przez kolejne natleniany już nieinwazyjnie. Wyszedł ze szpitala z wagą 3 kg, jedząc samodzielnie, przy bardzo dobrych parametrach.
Mamy nadzieję, że będzie zdrowy i będzie rozwijał się prawidłowo.