Magda zjadła w sklepie bułkę. Afera zaczęła się dopiero przy kasie

Zupełnie sobie nawzajem nie ufamy. Zakładamy, że każdy to oszust i trzeba mu patrzeć na ręce.

Zanim na nasz rynek weszły sieciówki, coś takiego jak możliwość zwrotu butów i sukienki była nie do pomyślenia. Sieci najwyraźniej okazały sie bardziej ufne i nie zakładają, że weźmiemy ponosimy i oddamy, a nawet jesli taka sytuacja się zdarzy, to widocznie skalkulowały, że takim podejściem raczej zyskują niż tracą.

Inaczej jednak sytuacja wygląda w marketach spożywczych. Tam kamery śledzą nas krok w krok, a o taki drobiazg jak bułka potrafi się zrobić afera.

Przekonała się o tym Magda.

„Czytałam już o takich sprawach, ale w życiu nie przyszłoby na myśl, że coś takiego mnie spotka.

Raczej unikam podjadania czegokolwiek w sklepie czy otwierania napojów, za które jeszcze nie zapłaciłam. Wiem, że klienci to robią, bo taki obrazek, gdy dziecko czy dorosły zjada coś lub wypija nie jest niczym odosobnionym.

„Tym razem nie miałam wyjścia i musiałam nagiąć swoje zasady”

Tego dnia wyszłam rano bez śniadania, i nie miałam też czasu na obiad. Do godziny 16.00 miałam w ustach tylko gumę do żucia i kawę. Z głodu zrobiło mi się niedobrze, więc sięgnęłam po bułkę i mi przeszło. Celowo wzięłam jeszcze jedną, żeby nie zapomnieć zapłacić. Ale jednak zapomniałam.

Stojąc w kolejce jeszcze miałam to w głowie, ale zadzwonił telefon, który zbyt mnie zaabsorbował. Bułkę przeoczyłam zupełnie. Zapłaciłam i wtedy do akcji wkroczyła ochrona. Pracownik ochrony czekał na mnie, bo dostał sygnał z monitoringu.

„Wyrwał mi paragon z dłoni i zobaczył tam jedną bułkę, którą mam w siatce. Pyta, co z drugą, którą zjadłam”

Na śmierć zapomniałam. Odwracam się, żeby zapłacić, a on do mnie, że nie ma tak łatwo. Popełniłam wykroczenie, które polegało na kradzieży przedmiotu małej wartości.

Przyjedzie policja i dostanę mandat. Regulowanie zaległości po fakcie to jego zdaniem za mało. No i zaczęła się dyskusja. Przyleciał drugi facet, kasjer próbował ich uspokoić, klienci się na mnie gapili. Minęło kilkanaście minut słownych przepychanek, kiedy usłyszałam, że jestem wolna. Jak jakiś wielki przestępca. A ta nieszczęsna bułka nie kosztowała nawet 30 groszy…”

Jak sądzicie czy działanie sklepów nie jest działaniem nieco nieadekwatnym do winy? A może grzeczne poproszenie o zapłatę i zrozumienie byłoby bardziej na miejscu. W takie sytuacji klient i tak czuje się zażenowany.