– Mamo, znowu to robisz? Ile razy prosiłam cię, żebyś nie zmywała naczyń!
— Chciałam tylko pomóc — odparła zdezorientowana Zofia.
– Nic nie mogę znaleźć po twojej „pomocy”! Elżbieta dalej tłumaczyła matce. – Każdy przedmiot ma swoje miejsce. A czy to jest czyste? Elżbieta wzięła do ręki talerz. Na niebieskich krawędziach widoczne były ledwie zauważalne plamy wysuszonego sosu.
– Przepraszam, Eluniu, moje oczy są słabe, nie zauważyłam – matka uśmiechnęła się z poczuciem winy.
– Zmywarka, mamo! Jest do tego zmywarka. – Elżbieta energicznie otworzyła zmywarkę i zaczęła ładować do niej naczynia.
Zofia opadła na krzesło. Chude, pomarszczone, szorstkie od pracy i czasu jej ręce bezradnie opadły na kolana. Głowę z przyzwyczajenia owiązaną chustką pochyliła ku piersi.
– Wkrótce umrę, nie będę już dla ciebie ciężarem – powiedziała cicho Zofia.
– Przestań! – Elżbieta poczuła się nieswojo, rozmawiając niegrzecznie z matką. – Wybacz mi, jestem zmęczona. Nie jesteś dla nas ciężarem. Ale proszę Cię, żadnych naczyń, prania, sprzątania i innych.
– W porządku, Elu, w porządku – zgodziła się z córką Zofia.
Elżbieta wyszła z kuchni. A Zofia została, siedziała spokojnie, patrząc ze smutkiem przed siebie.
Zofia i jej mąż mieszkali na wsi przez całe życie. Kiedyś zajmowała się gospodarstwem od rana do wieczora. Dbała o męża i dzieci. Elżbieta była najmłodszą z nich. Najstarszy syn został archeologiem, wyjechał zagranicę i rzadko przyjeżdżał.
Mąż Zofii zmarł pięć lat temu. Elżbieta zaproponowała mamie przeniesienie się do miasta, „sprzedaj dom” – prosiła matkę. Zofia odmówiła:
– Ciężko mi być w mieście, nie nawykłam. Tu żyłam, tu chcę umrzeć.
Lepiej przyjeżdżajcie do mnie tu z dziećmi. Elżbieta z rodziną przyjeżdżała kilka razy w roku. Próbowała pomóc w ogrodzie i gospodarstwie. Jednak matka słabła, nie dawała rady zajmować się domem i ogrodem. Sąsiedzi powymierali, zaczęła czuć się samotna i nikomu niepotrzebna. W końcu zgodziła się na sprzedaż domu.
Elżbieta i jej mąż zabrali Zofię do siebie. I zaczęło się…
Zofia upiecze ciastka to Elżbieta ją zbeszta. Za co? Bo nie jedzą takiej mąki, a w dodatku ubrudziła kuchnię i poodkładała rzeczy nie tam gdzie trzeba!
Zrobiła mielone, a wnuczka nie je mięsa, a córka jest na diecie.
To Zofia wsypuje za mało proszku do pralki. To mąż Elżbiety narzeka, że w niedzielę Zofia wstaje za wcześnie, grzechocze naczyniami, nie pozwala pospać.
Zofia stara się coraz bardziej stać się niezauważalną dla domowników.
Ale i tak ciągle coś robi nie tak. Znów wytarła kurz niewłaściwą szmatką. Wnuki są już duże, jeden w 8 klasie, drugi już w liceum.
Szkoła, lekcje, zajęcia pozalekcyjne, sport, spotkania ze znajomymi – wszędzie trzeba zdążyć, na babcię nie ma czasu.
Rankiem krótkie „Cześć babcia!”, wieczorem – „Dobranoc”. To cała komunikacja.
Zofia coraz częściej siedzi samotnie w swoim małym pokoju, który dostała. Kiedy rodzina siada do kolacji, ją też zapraszają. Ale Elżbieta patrzy tym karcącym spojrzeniem na okruchy, które matka rozrzucała jedząc, w końcu Zofia odmówiła jedzenia ze wszystkimi.
Kiedy była głodna, a wszyscy już rozeszli się po pokojach, wychodziła do kuchni.
Nalewała sobie herbatę i popijając czuła jak serce jej pęka ze smutku. Nie jest sama, jest z rodziną, a jednak czuje się tak bardzo osamotniona i niepotrzebna.
Pieniądze z domu i swoją skromną emeryturę oddała córce.
A mimo to, Elżbiecie i jej mężowi nie podobało się, że Zofia zakłóca ich normalny rytm życia.
– Myślę, że wysłanie mamy do domu opieki będzie najmądrzejszą decyzja – powiedział kiedyś wieczorem do Elżbiety małżonek.
– A gdyby to była twoja matka? Elżbieta sprzeciwiła się.
– Wybierzemy najlepsze miejsce. A gdyby to była moja mama, to też bym uznał, że to mądra decyzja – powiedział. – Będzie jej dobrze z ludźmi w swoim wieku. Nie jest tam tak źle, jak myślisz.
A jeśli powie, że jej tam naprawdę źle zabierzemy ją z powrotem.
Elżbieta bardzo się wstydziła, ale w głębi serca podzielała zdanie męża.
Podczas wolnego dnia Elżbieta ostrożnie rozpoczęła temat z matką. Zofia szybko się zorientowała dokąd ta rozmowa zmierza. Nie sprzeciwiła się, milcząco zgodziła się ze wszystkim.
W piątek wieczorem Zofia schludnie spakowała niewielką ilość swoich rzeczy do walizki.
W sobotę rano stali już na progu małego pensjonatu z córką i zięciem.
Godzinę później Zofia patrzyła na oddalający się samochód. Łza potoczyła się po jej pomarszczonej twarzy.
– Będziemy Cię odwiedzać! – dźwięczały w uszach Zofii ostatnie słowa córki.
I naprawdę bardzo, ale to bardzo starała się w nie wierzyć…