Myje, ubiera, opiekuje się mamą. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ona jest martwa

Śmierć bliskiej osoby jest najtrudniejszym doświadczeniem z jakim człowiek musi się zmierzyć.

Żałoba ma według psychologii pięć typowych etapów: zaprzeczenie, gniew, targowanie, depresja i akceptacja, ale nie zawsze i nie wszystkie występują po sobie. Wiele zależy od człowieka, a przede wszystkim od kultury, w której żyje. Śmierć w różnych częściach świata traktuje się zupełnie inaczej.

W jednych miejscach to ból i smutek, w innych mogą to być nawet zabawy, tańce i uczty.

Ale niektóre tradycje związane ze śmiercią ludziom z kultury zachodniej mogą wydać się nie do pomyślenia.

„Jesteś taka piękna” mówi syn do swojej mamy czesząc jej włosy i nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kobieta od 6 lat nie żyje. Ta scena tu nie jest niczym nadzwyczajnym.

W regionie Tana Toraja na wyspie Sulawesi w Indonezji panuje przerażający zwyczaj, w którym w rok po śmierci urządza się pochówek. Jeśli rodzinę na to stać, czasem jednak zmarli pozostają dłużej.

Ciało zmarłej osoby pielęgnuje się formaliną i wodą, by nie uległo rozkładowi i traktuje się jak osobę chorą aż do czasu pogrzebu.

Rodzina zmarłego przebiera ciało, rozmawia z nim, podstawia posiłki, a nawet podaje papierosa jeśli palił.

Mieszkańcy wyspy Sulawesi mówią, że nie zasmuca ich śmierć bliskich. Mają czas by się pożegnać i nawet po śmierci czują jakby nadal byli z nimi.

Społeczność liczy 26 000 mieszkańców. Mówi się, że na Sulawesi żyje się aby umrzeć. Pogrzeb jest bardzo uroczystym wydarzeniem, które przygotowuje się kilka miesięcy po to, by bawić się, jeść i świętować.

Dla rodziny przybywającej na pogrzeb buduje się specjalne miejsca, bambusowe chatki by rodzina i znajomi mogli spędzić wiele dni na hucznej zabawie.

Im bogatsza rodzina tym większa uroczystość. Co zaskakujące, Toradżowie to chrześcijańska społeczność. Holendrzy przywieźli tu protestantyzm, zakorzeniając go ogniem i kulami muszkietów. Na trumnach zmarłych widać więc krzyże, a w samej ceremonii można się doszukać echa chrześcijańskiej symboliki. Ale geograficzne odcięcie od świata sprawiło, że nie wyrzekli się swoich tradycji.

Śmierć jest tutaj inna niż nasza. Oswojona, zwyczajna, codzienna. Wiekowe trumny z rozsypującymi się kośćmi mogą leżeć przy drogach, na skałach. Można się na nie natknąć, spacerując po okolicy.

W oczodół czaszki ktoś wetknie papierosa, by zmarły miał co zapalić na tamtym świecie. Obok ktoś zostawi papierek po batonie, bo akurat tu zrobił sobie przerwę.

Jednak to jeszcze nie koniec. W tej wiosce obchodzony jest również Ma’nene Festival czyli uroczystość oczyszczania zwłok. Mieszkańcy ekshumują ciała zmarłych, myją je, przebierają i pozują do rodzinnych zdjęć.

Ciała trzymane są także w wykutych jamach na zboczach klifów, znajdują się tam wraz z przedmiotami, które mogą się przydać w ostatniej podróży. Wysoko, na kilkudziesięciu metrach.

Potem demontują drabiny, żeby złodzieje nie mogli dobrać się do kosztowności.

Ten specyficzny kult śmierci wynika z wiary, że śmierć nie jest końcem życia, a jedynie kolejnym etapem w nim.