Tomasz M. chciał być ojcem dla swoich dzieci mimo rozstania z ich matką. Walczył w sądzie i czuł się pokrzywdzony przez byłą żonę i jej rodzinę.
Publikował w portalu społecznościowym emocjonalne wpisy, w których opisywał, że jest ofiarą wymiaru sprawiedliwości. Sąd wydał zakaz zbliżania się do rodziny bez nadzoru kuratora.
Tragedia
W niedzielę po południu 35-letni Tomasz M. mógł zobaczyć się z 6-letnią córka i 4-letnim synkiem Arturem. Spotkanie odbyło się w obecności kuratora na sali zabaw „Kolorado” na warszawskim Bemowie.
Tomasz M. bawił się z dziećmi i nikt nie przypuszczał do jakiej tragedii dojdzie za chwilę.
W pewnym momencie zapytał kuratora czy może zabrać syna do toalety.
Kurator nadzorujący spotkanie zgodził się. Tam Tomasz M. otruł syna i siebie. Po kilku minutach jeden z gości wszczął alarm. Wezwano pogotowie, rozpoczęto próby reanimacji. Tomasz M. nie dawał żadnych znaków życia. 4-latek w stanie krytyczny został przewieziony do szpitala, tam jednak zmarł.
Kilka dni wcześniej stacja TVN wyemitowała program Uwaga, który dotyczył rodziny Tomasz M. Matka dzieci przestrzegała w nim do czego zdolny jest ten człowiek. Bała się o siebie i dzieci. Tomasz M. z kolei, mówił łamiącym się głosem zrozpaczonego ojca: „Ja nie jestem wariatem, który mógłby zrobić coś sobie albo dziecku”
Sygnały
23 listopada Tomasz M. opublikował na swoim koncie na Facebooku post pt. „Ostatni list do sądu”.
To ja jestem tym ojcem który „porywa dzieci”. Proszę Państwa ja od ponad pół roku walczę z tą kobietą i z tym systemem o możliwość opieki nad moimi dziećmi. O każdy jeden dzień, każdą godzinę możliwości spędzenia z moimi dziećmi muszę walczyć w Sądzie, przekonywać, prosić, błagać. Ile można dłużej trwać w tej farsie? Ile można poniżać normalnego człowieka?
Ten oprawczy system doprowadza ludzi na krawędź. Przecież te dzieci kiedyś dorosną. Jak państwo myślą co one powiedzą, kiedy przeczytają te wszystkie postanowienia reglamentujące „kontakty” z ojcem i niszczące im ojca. Co oni wtedy pomyślą sobie o tym kraju i jego wymiarze sprawiedliwości, który odebrał im ojca?
Dlaczego Państwo tak poniża i deprecjonuje osobę, która powinna wychowywać i kształtować przyszłych obywateli? To, co zrobiła ta kobieta, to był od początku zaplanowany i doskonale wykonany i ukartowany plan. Odizolowała dzieci od ojca i od dawnego życia. Dlaczego wyjechała do Warszawy? Po pierwsze – dla kochanka, który mieszka w Warszawie. Po drugie żeby jak najszybciej wymazać z ich pamięci dom rodzinny i życie ze mną. Sąd jej w tym pomógł.
Dlaczego to ja mam jeździć do Warszawy? Dlaczego muszę spać w samochodzie? Nawet jakbym miał jednego dnia przywieźć je do Wrocławia i następnego dnia odwieźć to zostaje mi jedno popołudnie i ranek, w tym cztery przejazdy na trasie Warszawa – Wrocław! Dnia 3 listopada wróciłem w nocy z synem do Wrocławia tylko dlatego, że jeździłem po Warszawie cały dzień i w końcu znalazłem żonę z dziećmi, których przecież rano dzieci nie wydała, zgodnie z postanowieniem Sądu. Dzięki policji mogłem odjechać z synem. Czy to jest normalne? Za jakie grzechy ja i dzieci mamy ponosić taką karę? Czym sobie na to zasłużyliśmy?
Ta sprawa trwa już pół roku, pół roku wyjęte z życia, stracone, pół roku braku normalności, pół roku braku dzieci. I nic nie rokuje poprawy tej sytuacji. Każdy z Państwa po pracy wraca do domu, do rodziny. Ja od ponad pół roku nie mam rodziny, dzięki Państwu Polskiemu, gdyż Sąd odebrał mi dzieci i prawo do opieki nad nimi pomimo, iż to ja się nimi zajmowałem. Bez żadnego powodu. Tylko i wyłącznie na żądanie tej kobiety. Wracam codziennie do pustego domu i myślę co można jeszcze zrobić, kto może mi pomóc? Już straciłem nadzieję na jakąkolwiek sprawiedliwość w tym Państwie.
Wszyscy chcą ze mnie zrobić wariata i psychopatę tylko dlatego, że domagam się równouprawnienia i prawa do opieki nad moimi biologicznymi dziećmi. Niczego więcej nie chcę, czy to naprawdę zbyt wiele? Na dodatek nie dość, że zabrano mi dzieci, to jeszcze nakazano płacić alimenty na te dzieci, które sam mogę przecież wychowywać, to jakby podwójne upokorzenie i próba unicestwienia człowieka przez system.
Poza tym nie zdajecie sobie Państwo sprawy z tego, że zakaz zbliżania ta kobieta „załatwiła” sobie w prokuraturze przy pomocy swoich rodziców i swoich znajomości. Państwo nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo „toksyczne” to są osoby. Żądne zemsty i nienawiści, bezwzględne i działające jednokierunkowo zgodnie ze swoim planem. Nie życzę nikomu doświadczenia tego co ja przeżyłem przez tą kobietę, jej rodziców i jej kochanka.
Kto zawinił
Czy Tomasz M. był niebezpiecznym człowiekiem, który zrobił wreszcie to, o co oskarżała go i czego obawiała się była żona? Czy był rzeczywiście pokrzywdzonym i zrozpaczonym ojcem, którego poczucie niesprawiedliwości popchnęło do desperackiego kroku? Czy sądy rzetelnie zbadały sprawę rodziny? Na te pytania zapewne nikt nie udzieli rzetelnej odpowiedzi.
Filmy, które Tomasz M. publikował na facebooku są dowodem na to, że nikt nie umiał ochronić dzieci, przed szantażem emocjonalnym i manipulacją.
To paradoks, że tak bardzo „kochane” dzieci przeszły psychiczne piekło.
Jedno jest pewne, zdrowy psychicznie, choćby zdesperowany rodzic, nie zabija własnego dziecka. I także to, że kolejny raz dorośli w swoich przepychankach nie ochronili dzieci. Zostały okrutnie skrzywdzone. Jedno straciło życie, a drugie będzie musiało z tym żyć…